Bach bach i do przodu – jezioro Toba
Ramadan – święty czas
Należy Wam się jeszcze kilka słów wyjaśnienia. Zapomnieliśmy dodać że 21 lipca zaczął się Ramadan – święty miesiąc w Islamie. Pierwszy raz mamy z nim styczność, a co za tym idzie wiele się ciekawego dzieje. A tak właściwie po co ten Ramadan? Już słyszeliśmy wiele odpowiedzi na ten temat. Każdy to przeżywa na swój sposób tak jak u nas Wielki Post. Umul tłumaczyła nam to w taki sposób iż Bóg chce abyśmy doświadczyli głodu tak jak mają na co dzień biedni ludzie, aby zrozumieć ich sytuację oraz aby się z nimi jednoczyć. Ramadan trwa przez miesiąc i jest to czas poświęcony modlitwie, zgłębianiu Koranu. Jest to czas postu – wyznawcy Allaha od wschodu do zachodu słońca wstrzymują się od picia, jedzenia, palenia i seksu. Od rana do wieczora w meczetach odbywają się modły. Na wsi ich ilość jest mniejsza ze względu na to że wiele osób pracuje na polu. Jedną z zasad jest także to, iż kobieta w czasie okresu nie może wchodzić do meczetu. W czasie dnia większość budek jedzeniowych jest pozamykanych, pojedyncze restauracje pootwierane są tylko dla turystów. Rzadko można spotkać także kogoś jedzącego, albo pijącego na ulicy. Najbardziej przerażające i męczące są jednak dla nas meczety. Każdy posiada głośniki z których głos modlitwy niesie się niemiłosiernie na każdej ulicy. Nic oczywiście nie mamy przeciw modłom i obrzędom – w końcu to my jesteśmy tutaj intruzami – ale meczet o 4 rano budzący na śniadanie i modlitwę naprawdę nie pozwala normalnie przespać nocy.
Byle czym przez Sumatrę
Suamtra z pewnością nie jest miejscem dla kogoś kto się śpieszy. Wyruszyliśmy z Palupuh (gdzie uczestniczyliśmy w lekcji gotowania) nad jezioro Toba. Prognozy nie były jednak zbyt optymistyczne. 16-18 godzin jazdy jeżeli nie będzie padać i nie zdarzy się coś nieoczekiwanego. Perspektywa spędzenia tak długiego czasu w autokarze skutecznie nas odstraszyła. Szybka decyzja i po chwili już staliśmy na drodze z wyciągniętym kciukiem:) W Bukattingii słyszeliśmy, że jazda stopem zajmie nam 3 dni, że nikt się na to nie decyduje, żeby tego nie robić. A tutaj 10 minut i już siedzieliśmy w przepakowanym samochodzie z siedmioma wojskowymi. Jechaliśmy z nimi 260km, a zajęło nam to 7 godzin. Niestety pokonywanie krętych, górskich dróg nie należy do łatwych.
Wieczorem dotarliśmy do Padang Sidempuan, miasta w którym zasadniczo nie ma nic, ale było zdecydowanie największe na naszej trasie. Tam już nocnym autobusem ruszyliśmy w drogę nad jezioro Toba. Przedtem załapaliśmy się jeszcze na kolacje. To jest najpiękniejsze w naszej podróży, kiedy ktoś zaczepia nas na ulicy, chce pomóc, a po chwili zaprasza nas do domu na posiłek. Ten mieliśmy okazję spożywać na podłodze, nie było ani krzeseł, ani stołu, no i oczywiście bez sztućców, ale do tego już się przyzwyczailiśmy- rękami smakuje najlepiej. Po kolacji załapałem się na szybki meczyki w piłkę z miejscowymi dzieciakami, a później podjechał już po nas zamówiony autobus i przyszedł czas opuścić miasto i to niezwykłe wesołe towarzystwo.
Jezioro Toba – kraina kanibali
Nad ranem dotarliśmy nad jezioro Toba – ostoję chrześcijaństwa w Indonezji ( tylko około 5% wyznaję tę religię). Noc spędziliśmy na kanapie w remontowanym hotelu – była bardzo wygodna i do tego roztaczał się z niej magiczny widok na jezioro. Następnie rano, najpierw kupiliśmy miniaturowe i przesłodkie mango i udaliśmy się na prom. Cel – Tuk Tuk, malowniczo położona miejscowość na wyspie Samosir. Wyspa jest ogromna – wielkości Singapuru, a samo jezior Toba to największe i najgłębsze jezioro kraterowe na świecie. W przeszłości ( według różnych źródeł do XIX lub XX wieku) wyspa zamieszkiwana była przez plemiona kanibali. Chrześcijanami stali się oni zaś w wyniku działalności holenderskich mnichów. Obecnie wyspa to jedno z niewielu miejsc w Indonezji gdzie chrześcijan jest więcej od muzułmanów. Wytworzyła się tutaj także specyficzna kultura ludowa – Batak.
Jej wpływ szczególnie widoczny jest w budownictwie. Domki mają specyficzną konstrukcją są podłużne a wykrzywiony dach imitujący rogi bawoła, (mi osobiście przynosiły na myśl Arkę Noego). osłania od góry wejście do domu. Do środka wchodzi się po schodkach przez małe drzwiczki. Wiele z tych tradycyjnych drewnianych domów jest zdobionych rzeźbionymi wzorami i pomalowanymi głównie w kolorze czerwonym , białym i czarnym. Jako element zdobniczy często pojawia się jaszczurka – być może dlatego że jest to przyjazne stworzenie, które zjada komary i inne owady. Czasami gdy ma dobry humor lubi także towarzyszyć w kąpieli – Labiemu spała na głowę kiedy gdy brał prysznic. Może pomyślała, że to jakiś wielki szkodnik ? Nie ma tutaj tradycyjnych cmentarzy, na godny pochówek mogą pozwolić sobie tylko najbogatsi. W wyniku tego na wyspie znajduje się wiele sarkofagów, przypominających kapliczki. Jedne odnowione, inne niszczejące, ale wszystkie niezwykle wymyśle i interesujące.
Tuk Tuk – Turystyczna oaza spokoju
Nie lubimy z zasady miejsc turystycznych – a Tuk Tuk takim niewątpliwie jest. W niczym nie przypomina jednak polskiego morza, gór czy Alhambry w Granadzie. Turystów jest niewielu, głównie Niemicy i Holendrzy, ale to że są pozytywnie wpływa na miejscową ludność. Posesje są zadbane, czyste, a wokół nich nie ma gór śmieci tylko malutkie góreczki. Generalnie jak najbardziej pozytywnie. Dwa dni totalnego relaksu w Bagus Bay – ośrodku położonym w okolicy portu. Miejsce idealne dla każdego podróżnika – nocleg 2$ od osoby, pyszny sok z świeżo wyciskanych owoców 1$( do wyboru marakuja, pomarańcza, ananas, banan, cytryna, papaja i każdy możliwy miks), do tego dostęp do internetu, mini golf, darmowe canoe i bilard. Czy można chcieć coś więcej? Tylko odpoczywać, poznawać ciekawych ludzi.
Wyspę objechaliśmy skuterem. Niestety cały dzień padało, co skutecznie odbierało nam przyjemność z podróżowania. Przemoczeni i wymarznięci dotarliśmy do gorących źródeł. Tutaj przy świeżo wyciśniętym soku z ananasa zażywaliśmy kąpieli w baaardzo gorącej wodzie wypływającej z gór. Po drodze odwiedziliśmy też muzeum we wiosce Simarira. Można zobaczyć tu kilka typowych dla tego regionu domków Bataków, groby królów a także Batak Dance – typowy dla tego regionu taniec. Dodatkowo w miejscowości Ambarila jest muzeum – Stone Chairs w którym widzieliśmy miejsce egzekucji oraz kolejne charakterystyczne Batakowe domki. Dodatkową atrakcją są sklepiki w których sprzedawane jest rękodzieło od batiku do songetu. Songet to skomplikowana sztuka tkania materiałów, tworzy się wyplatają różne wzory atakże dodaje się do niego srebrne i złote nici.
Cześć Podróżnicy
Dzięki za kolejną porcję informacji – jak zwykle czytana przy sobotnim śniadaniu, dzisiaj z typowym polskim menu.
Gratuluję odwagi przy żeberkach…. Nasz Gobo już teraz obawia się Twojego powrotu…Odnosnie Waszego poruszania się – proszę Was uważajcie i nie korzystajcie lepiej z takich środków transportu. 7 wojskowych brzmi dziwnie. Dostaliśmy Waszą pocztówkę. Ceny noclegów rzeczywiście są takie tanie jak mówiliście – 2 $. Dla nas to niewyobrażalna sprawa. CZy macie jeszcze miejsce na karcie żeby robić kolejne zdjęcia, skoro dziennie macie nowe obiekty do ogarnięcia.? Dziękujemy i życzymy dalszych wspaniałych wrażeń.
U nas życie toczy się normalnym rytmem. W czwartek zdobyliśmy RYSY !!!! i jesteśmy bardzo z tego dumni. Teraz leczymy kolana i przygotowujemy sie do wyprawy na Hintertuxa w Austrii. Do tych gór Tatry to górki więc trzeba szlifować kondycję. Do Polski powróciła fala upałów i trochę trudniej funcjonować. Ale dajemy rady.
Trzymajcie się i czekamy na kolejne relacje !!!!!!!!!!
Na kartach już dawno nie ma miejsca:), ale jeszce 120 gb na koputerze zostało, może na trochę jeszcze wystarczy. Cieszymy się bardzo, że tak pilnie śledzicie naszą relację:) My powoli do przodu, przemieszczamy się już wschodnim wybrzeżem Malezji w stronę Tajlandii. A co do noclegów to rekordowo w Bukit Lawang spaliśmy za 35000 rupiah – a 1$ to 9200 rupaih :) Także niektóre mijesca są rewelacyjnie tanie i przytulne;)