Gladiatorzy w piórach – Ciul Mol

Ciul Mol – Gladiatorzy w piórach

Podczas pobyt w Kambodży mieliśmy kilka jasno wytyczonych celów. Jeden z nich okazał się zadaniem niezwykle trudnym do realizacji. Ciul Mol czyli walki kogutów, to swego czasu niemal sport narodowy w Kambodży. Od kilka lat jest jednak zakazany, głównie z powodu zamiłowania Khmerów do hazardu. Jak usłyszeliśmy nie jest wielkim problem przegrać jednej nocy dom, żonę, dzieci i wszystkie oszczędności. Z tego powodu rząd całkowicie zakazał wszelkich gier hazardowych. Jedną nich były właśnie walki kogutów. Z tego powodu niezwykle trudnym zadaniem okazało się dotarcie do jakichkolwiek informacji o miejscu walk i czasie ich rozgrywania. Nam udało się to dopiero pod koniec pobytu w Kambodży. Kilka godzin chodzenia, pytania i prób zdobycia informacji.

Dobra informacja jest w cenie

Kilka godzin intensywnych poszukiwań,, tłumaczeń,używania języka migowego i obrazkowego. Nic nie przynosiło efektu. W Kampot nikt nie wiedział, albo nie chciał wiedzieć o walkach kogutów. Byliśmy już trochę zrezygnowani i zmartwieni faktem, że walk możemy w ogóle nie zobaczyć. Nadzieję dał nam dopiero pracownik jednego z z przy ulicznych biur podróży. Wykonał kilka telefonów i finalnie oznajmił, że mamy się pojawić o 9 rano dnia następnego. Wtedy zamówi tuk -tuka i dowiezie nas na arenę. Kolejnego dnia okazało się, że na pograniczu Kambodży z Wietnamem znajduje się duży stadion, gdzie odbywają się niedzielne zawody.. Ustaliliśmy już cenę, prawie wszystko było dograne, ale z wyjazdu nic jednak nie wyszło. Właściciel biura wykonał kilkanaście telefonów, aby się upewnić, a w końcu nam oznajmił, że zdania są podzielone co do dzisiejszych zawodów. Jedni mówią, że są, inni że nie ma. Powód prost – padający od rana deszcz. Na arenę mieliśmy około 60km do pokonania tuk-tukiem. Było trzeba zatem z tej wycieczki zrezygnować( duże koszty dojazdu i brak pewności). Nasze nadzieje zostały jednak potrzymana – kolejnego dnia znowu stawiliśmy się w tym samym biurze.

Szukajcie a znajdziecie

Wreszcie dotarliśmy! W samym Kampot, zaledwie kilkaset metrów od naszego hostelu. Nasz prywatny, dobrze opłacony guide dowiózł nas do mieszczącego się na jednej z bocznych uliczek gospodarstwa. Przed domem kilka kogutów, przykrytych drewnianymi koszami – dobry znak. Dostajemy jasną informację, walki zaczynają się 14:00. Do niepozornego domostwa przybywa coraz więcej kibiców i zawodników. Bardzo wiele kogutów było dostarczonych na miejsce w wiklinowych torbach, tak aby nie było ich widać. Udaliśmy się na podwórek i automatycznie wprowadziliśmy niezłe zamieszanie. Kto to? Szpiedzy? Wydadzą nas policji? Miejscowi na początku ewidentnie byli nie ufni. Po chwili jednak atmosfera się rozluźniła. Co chwila przebiegał jakiś gościu z kogutem pod pachą, przystawał i pozował nam do zdjęć krzycząc „CHAMPION” CHAMPION” Potem rozpoczęły się prawdziwe zawody! Walki trwały maksymalnie 3-4 minuty. Koguty był niezwykle agresywne, nie było trzeba zachęcać ich do starcia. Ta agresja była momentami wręcz oszałamiająca! Kilka razy zdarzyło się że koguty walczyły w parterze, wtedy po kilku chwilach były rozdzielane i wracały na miejsce rozpoczęcia walki. Niestety nie każdy był się później w stanie poznać ….

3,2,1 GO

Wszystko rozpoczyna się od ważenia zawodników. Właściciel zwierząt kładą je na specjalnie przygotowanej wadze. Waga musiała się zgadzać, dopuszczalna różnica nie więcej niż 200gram. Następnie koguty były uzbrajane. Za pomocą taśmy, do kogucich łap przymocowane zostały śmiercionośne ostrza. Długie na około 8cm szpikulce, ostre jak brzytwy. Poźniej właściciele brali dużą ilość wody do ust, a następnie spryskiwali swoich podopiecznych w każdym możliwym miejscu ( po głowie, pod skrzydłami, w odbycie, po nogach). Powtarzali to co kilka chwil. Co chwile doprowadzając do kontaktu wzrokowego między kogutami. Te wtedy niesamowicie się stroszyły, pokazywały swoja siłę i chciały przestraszyć przeciwnika. Całą gra wstępna trwała 15 minut. W międzyczasie rozpoczynały się zakłady. Najbardziej żałuję chyba tego , że nie rozumiałem co krzyczą miejscowi. Tak żywiołowo, biegali wokół całego podwórka i zaklepywali poszczególne typy. Zasada była prosta – zakładamy się, albo właścicielem ptaka,albo z kimkolwiek innym na dowolna kwotę. W momencie rozpoczęcia zawodów na niewielkim podwórzu zgromadziło się około 60osób. Większość czynnie brała udział w zawodach. Nadszedł moment pierwszej walki. W niej wszyscy upatrywali faworyta w kogucie przywiezionym specjalnie z Wietnamu. Nawet do mnie krzyczeli this good, good, good. Zrobiono dla nas specjalne miejsca, jak dla fotoreporterów i wtedy zaczeęo się! 3, 2 ,1 go! Koguty ruszyły na siebie, a po 40 sekundach nagle wspaniały Wietnamczyk wybiegł poza teren walki, przebił się przez mur ludzi i zaczął uciekać w kierunki płotu sąsiada. W ostatniej chwili został złapany przez właściciela. Oczywiście przegrał, ale jednocześnie był jedynym pokonanym kogutem, który przeżył zawody. Walka i postawa faworyta była ewidentnie sporym zawodem. Wtedy rozpoczęło się wypłacanie zakładów. W jednym momencie każdy facet wyciągnął ogromny plik banknotów i wypłacał to co się komu należało. Kwoty momentami były dla nas przerażające. Największy przegrany, którego zauważyłem pokornie oddał blisko 500 000 Riel czyli około 125$.

Życie albo śmierć

Wszystkie przegrane koguty, oprócz wspomnianego Wietnamczyka poległy na arenie. Ostrza przebijały szyję, serce, czasami zadawały kilka kutych, głębokich ran. W sumie widzieliśmy 10 walk. Dłuższych, krótszych, ale zawsze okupionych krwią. Martwe, koguty wciągu kilkunastu minut znikały, zabrane przez miejscowe gospodynie. Na podwórzu zgromadziło się w szczytowym momencie ponad 70 osób. Oczywiście sami faceci z wyjątkiem Jaśminki. Atmosfera byłą niezwykłe przyjazna, a swoich typów nikt się nie wypierał. Momentami wręcz przerażało nas jak duże kwoty wchodziły w grę. Z drugiej strony nie powinno to dziwić, gdyż koguty też są często kupowane u hodowców. Przeciętny koszt jednego to nie więcej niż 100$, ale zdarzają się Championy warte 150-200$. Trzeba przyznać, że Ciul Mol to poważny biznes, mimo że zakazany w Kambodży. Pamiętajcie, ze my widzieliśmy walki na prowincji, w niewielkim miasteczku. Co zatem musi się dziać w wielkich turniejach? Strach się bać!

Brutalne, złe, okrutne czy miejscowe realia?

Jak zapatrywać się na te walki ? To niewątpliwe duży problem. Ja osobiście odbieram to jako element miejscowej kultury i tradycji. Warto pamiętać, że wzmianki o Ciul Mol pochodzą już z czasów świetności Angor Wat.  Można mówić, że to brutalne, tragiczne i nieludzkie traktowanie zwierząt! Powiedzcie, że nam Europejczykom nie przystoi tolerować takich zwyczajów! Każdy ma pewnie inne zdanie! Ma też prawo je posiadać. Z drugiej jednak strony przerażają mnie komentarze, które przez pryzmat miejscowych zwyczajów oceniają cały naród lub region! Walki kogutów odbywają się w Kolumbii, Tajlandii, Indonezji, na Filipinach i jeszcze wielu innych miejscach! Także zanim ktoś z Was oceni je jako zwyczaj zacofanych kultur, prymityw totalny niech popatrzy na hiszpańską corridę, w której to byk skazany na śmierć staje do nierównej walki z człowiekiem. To też element kultury, należy się zatem zastanowić, jaka walka jest równiejsza!

Zwierzę vs Zwierzę czy Człowiek vs Zwierzę  – to już zostawiam WAM !

 

 

Więcej zdjęć na naszym profilu na FB oraz na www.swiatpodróżników.pl

1. https://www.facebook.com/media/set/?set=a.175235025945427.40960.147113962090867&type=3

2.http://www.swiatpodroznikow.pl/pl/gallery/album_photos/141

 

 

 

1 komentuj
  1. Edyta
    Edyta says:

    Bardzo ciekawe informacje, które wraz z “lotnym” stylem pisania zachęcają do dalszej lektury Waszych podróży :-) Gratuluję :-)

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Chcesz się przyłączyć do dyskusji?
Feel free to contribute!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *