Lecimy jutro ? Nie za 7 godzin !

Żegnaj Laosie!

Z Laosu w lipcu kupiliśmy bilet linią AirAsia do Kuala Lumpur. To był dobry ruch, bo chyba nie przesiedzielibyśmy tych 2200km w żadnym busie, pociągu czy czymkolwiek inny. Laos pożegnał nam strefą bezcłową, w której znajdował się największy wybór Labela jaki w życiu widziałem! Zaczynało się tradycyjnie od Red Label, przez Black Label, Double Black, Green, Platinium, Gold a kończąc na Blue i jakiejś bliżej nie opisanej butelce za którą trzeba było zapłacić 5500 dolarów! Może kiedyś zakosztuję i takie specjału. Tam też spotkaliśmy pewnego Chińczyka, który bardzo wybuchowo przywitał nas w Malezji…..

Wybuchowe wyjście !

Lądujemy, i zbieramy się do opuszczenia samolotu. Bezczelnie wepchnął się przed mnie jakiś Chińczyk, który ewidentnie mocno się kołysał na lewo i prawo( była godzina 13:30!). Zrobił kilka kroków w kierunku wyjścia, zatrzymał się przed schodami. Stoi, stoi a po chwili cofa 2 kroki w moim kierunku, łapie się za usta i sruuuu …. poleciało! Gościu zarzygał całą swoja twarz, cały przedsionek samolotu i drzwi wyjściowe. O tyle dobrze, że zdążyliśmy czmychnąć na bok i nas ta fontanna nie dosięgnęła. Przy wyjściu nie było także obsługi, także w sumie to nikt tego nie widział. Jak mu się już udało zejść po schodząc to jego towarzysze powycierali mu okulary i mógł śmigać dalej. Generalnie to jestem niedobrym człowiek bo miałem nadzieję, że może za chwilę zrobi to samo, ale np. na strażnika w okienku. Niestety nic się już ciekawego w związku z nim nie wydarzyło. Co nie zmienia faktu, że powitanie na malezyjskie ziemi było bardzo wybuchowe!

Nasz przyjaciel Iqmal!

O Igmalu już czytaliście – tak tak to ten sam, która przenocował nas w lipcu. Niezwykle cieszyliśmy na spotkanie z nim bo nasze wspomnienia o jego dobroci w stosunku do nas co chwila wracały. Czekaliśmy na niego chwilę na dworcu centralny w KL, umilając sobie ten czas w Mcdonaldzie! Niespodziewanie w stoliku obok powstało małe zamieszanie. Okazało się, że ktoś ukradł dwóm młodym ludziom torbę z laptopem. My siedzieliśmy dosłownie 2 metry obok i co najdziwniejsze nic nie zauważyliśmy. To był dla nas duży szok, tym bardziej zaczęliśmy uważać na nasz skarb. Przecież na jego dysku znajduje się ponad 100 GB zdjęć i filmów! Komputer stał się zatem najcenniejszą rzeczą jaką wtedy posiadaliśmy!

Igmal na wejście od razu mnie nieźle dobił! Tomas! Co Ci się stało – taki chudy jesteś! No tak był Ramadan, waga spadła i tak już jakoś zostało. Nasz malezyjski przyjaciel zabrał na na powitanie pod Petronas Twin Towers. Bliźniacze wieże, które są symbolem Kuala Lumpur to prawdziwy cud architektoniczny. Wieże znajdują się w sąsiedztwie, a właściewie są częścią parku miejskiego, w którym znajdują się m.in. publiczny basen, place zabaw, meczet oraz ogromne połacie zieleni. W ogromnym parku pośród przepięknych, wręcz majestatycznych drzew biegały rozkrzyczane dzieciaki. Idealne miejsce, aby w środku miasta zaznać spokoju i dobrze się zrelaksować.

Muzułmańskie wesele

Tak właśnie, udało nam się załapać na muzułmańskie wesele. Igmal ubrał nas w tradycyjne strone, przeznaczone na tę okazję i udaliśmy się na ceremonię. Nie myślcie, że było to dzika impreza, na której leje się strumieniami alkohol. Abstynencja to podstawa egzystencji muzułmanów. Wesele to było bardzo formalne. Zaproszono dziesiątki osób, które korzystały z cateringu i oczekiwały na przybycie pary młodej. Gdy młodzi już się pojawili przyszedł czas na błogosławieństwo rodziny, przemowę najbliższych przyjaciół i pokrojenie tortu – UWAGA TORT BYŁ PLASTIKOWY! Po pierwsze nie było go łatwo pokroić, a po drugie i tak go nikt nie jadł – był to tylko wymiar symboliczny. Ostatnim punktem programu były wspólne zdjęcia z parą młoda, na wyjściu dostaliśmy jeszcze słoiczek z ciasteczkami i po wszystkim. Całość trwałą niecałe 2 godziny. Trochę mieliśmy o tej imprezie inne wyobrażenie, ale to niezwykła przyjemność gdy można w taki sposób poznawać inne kultury.

Przyśpieszony powrót

W Kuala Lumpur mieliśmy docelowo spędzić prawie 4 dni. Niespodziewanie jednak nasz pobyt został skrócony. Sytuacja w jakiej się to stało był dość komiczna. Postanowiłem w niedzilę wieczorem sprawdzić ile kosztuje bilet na naszą trasę kupowany dzień przed lotem. Ku mojemu zaskoczeniu nie znalazłem jednak takie połączenia. Próżno go było szukać w wyszukiwarkach lotów, jak również na stronie Egyptair. Na podstronie gdzie można było sprawdzić historię lotów jak i te przyszłe. Tam też znaleźliśmy bardzo ciekawe informacje. Ktoś prze-bukował nam bilety. Wylot z Kuala Lumpur pozostał bez zmian 02.10.2012 o godzinie 22:00, jednak kolejny z samolot z Kairu odlatywał nam 02.10.2012 o 11:00. Czyli zanim my wylecimy z Malezji! Przez chwilę mieliśmy perspektywie 3-dniową wizytę w Kairze, aż do piątku na kolejny lot. Rano udało nam się dodzwonić do biura linii i po kilku minutach rozmowy pozostało nam już tylko czekać na decyzję. Jak wyszło? Około południa otrzymaliśmy informację, że za 7 godzin mamy stawić się na lotnisku. W sumie dobrze, że byliśmy na miejscu i nie było z tym problemów. Ostatnie szybkie zakupy, spacer po mieście, pakowanie i wyjeżdżamy. Z jednej strony byłą szansa zobaczyć piramidy, z drugiej jednak cieszyliśmy się z faktu, że czeka nas jeden dzień dłużej w Budapeszcie w doborowym tirowym towarzystwie. W biurze egipskich linii lotniczych na lotnisku w KL chcieliśmy potwierdzić szczegóły lotu. Tam na wiadomość, że jesteśmy z Polski Pan manager pyta Jaśminę czy znamy Grzegorza Lato!! To oczywiście, że tak – to taki leśny dziadek, który ciągle kieruje polską piłką. Takim pozytywnym akcentem zakończyła się nasza przygoda na azjatyckiej ziemi.

 

 

 

1 komentuj

Dodaj komentarz

Chcesz się przyłączyć do dyskusji?
Feel free to contribute!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *