Magia Palawanu

Trochę przeskoczyliśmy nasze relacje, teraz wracamy do początku. Na Palawan. Tak jak wcześniej pisaliśmy, z Manili dolecieliśmy liniami ZestAir do Puerto Princessa. Tutaj po raz kolejny spotkaliśmy się z Anetą i razem ruszyliśmy vanem do El Nido. Zależało nam na czasie więc zdecydowaliśmy się na ten środek transportu, jednak jak się okazało nie jest to wcale ani szybsze, ani wygodniejsze od zwykłego autobusu. Droga  z Puerto Princessa do El Nido zajmuje ok 5 godzin. Ok ¾ trasy to dość fajna betonowa trasa, schody zaczynają się pod koniec gdy asfalt zamienia się w piaszczystą drogę, po której nasz kierowca nie oszczędzając ani pasażerów, ani samochodu jechał niemiłosiernie szybko. Frajdę mieliśmy niezłą, od razu odechciało się spać. Każdy przejeżdzający pojazd tworzy  za sobą chmurę kurzu, który mimo zamkniętych okien przedostaje się przez każdą najmniejszą szczelinę. Vany można bez problemu zamówić w jednym z wielu biur podróży w okolicach lotniska. Koszt to około 600peso/osobe,  trochę tańsze są autobusu Roro 495 peso/osobę z klimatyzacją, dużą przestrzenią na nogi i wygodnymi, rozkładanymi siedzeniami. Najtańsze są lokalne autobusy, gdzie za klimatyzację służą otwarte okna. Jest to uciążliwe szczególnie w ostatnie fazie podróży do El Nido, ale ceną bardzo atrakcyjna nieco ponad 300 peso. ( 100 peso = 7,80zł)

El Nido – Przedsionek  raju

El Nido jest małym miasteczkiem, jak informowali nas miejscowi zamieszkuje je nieco ponad 800 osób, a  utrzymują się głównie z turystów i połowów.  W samym centrum jest sporo miejsc noclegowych i restauracji serwujących owoce morza.  Najlepiej szukać wzdłuż pierwszej ulicy od strony morza. Sama plaża jest czysta, lokalni mieszkańcy codziennie rano sprzątają wodorosty i śmieci. To pewna nowość w porównaniu z pozostałymi krajami Azji południowo-wschodniej gdzie zasadniczo ludzie nie lubili się przemęczać. Woda jednak pełna zielonych glonów i wodorostów co zniechęcało do kąpieli. Zatem El Nido początkowo nas zawiodło. Przecież to miał być raj. A tu pełno restauracji, hoteli i ludzi. Gdy zapadła noc, zostaliśmy jednak oczarowani widokiem gór, wyłaniających się w świetle księżyca z morza. Do tego ten kołyszący szum fal rozbijających się o brzeg. Mimo, że straszono nas kilkakrotnie, że ciężko będzie znaleźć miejsce do spania, żadnych problemów z tym nie było. Stawki za pokój zacznają się od 800peso za pokój 2-osobowy.  Cena do przyjęcia, tym bardziej, że do własnej dyspozycji mieliśmy ogromny taras, wychodzący prosto na plażę. Rano, gdy wschodziło słońce miejscowi rybacy wracali z połowów. Wyciągali z łodzi ogromne ryby, ważące po 12-15 kilogramów. Nigdy w życiu nie wiedziałem tak wspaniałych zdobyczy. Ciekawie żyje się  zatem w takim miasteczku, gdzie codzinnie rano o 6:00 na osiem godzin następuje przerwa w dostawie prądu. Miasteczku, gdzie życie toczy się w zupełni innym rytmie, często przy świecach w akompaniamencie butelki miejscowego rumu, który jest tańszy od butelki coca-coli czy dobrej wody mineralnej.

Zachód Słońca w El Nido

Island Hooping – hop hop z wysepki na wysepkę.

Tzw. „Island Hoping” czyli pływanie od wyspy do wyspy na lokalnej, niezwykle barwnej i nigdzie indziej nie spotykanej  łódce to największa atrakcja El Nido. Trzeba przyznać, że w ogóle nieprzereklamowana.  Każde biuro( a jest ich sporo)  oferujące wycieczki, ma w swoim programie 4 propozycje zwane tutaj Tour A,B,C lub D. My skorzystaliśmy z opcji A i B z biurem Servant i byliśmy bardzo zadowoleni, wręcz zachwyceni nie tylko organizacją i podejściem do klienta, ale przede wszystkim pięknem, które nas otaczało na każdej z wysp. Każda z wycieczek ma w sobie coś wyjątkowego. Podczas pierwszej wycieczki ( A) oglądaliśmy niesamowitą rafę koralową. Tutaj była tęcza kolorów.   Ukwiały, rozbudowana rafa w kolorze zielonym,  niebieskim, różowym, żółtym o przeróżnych kształtach, do  tego wielkie niebieskie rozgwiazdy i ryby w kolorach o jakich nam się nie śniło.  Prawdziwym wydarzeniem był dla nas ogromny żółw morski, który nie wiadomo skąd wyłonił się tuż obok naszej łodzi. Jeszcze kilka lat temu tych pięknych, dostojnych zwierząt było mnóstwo wokół El Nido, niestety teraz potrzeba dużo szczęścia, aby je zobaczyć. Powodów jest kilka, a jednym z nich byli kłusownicy  z Wietnamu, którzy przybyli na te wody i mocno zmniejszyli populację żółwia morskiego. Dla informacji warto dodać, że ceny tych wycieczek wahają się od 700 do 900 peso w zależności od opcji, którą wybierzemy, Trzeba także zapłacić opłatę klimatyczno- ochronną. Wynosi ona 200 peso na 10 dni.

Island Hooping - Magia Palawanu

Miejscowi przewodnicy to mistrzowie kuchni. Podczas każdej wycieczki przez organizatorów zapewniany jest  lunch. Mieliśmy okazję skosztować pysznych grillowanych przysmaków – ryby, kalmary, kurczak, wieprzowina, na deser owoce, a wszystko spożywane na bajecznej plaży  w otoczeniu  palm i turkusowej  wody. Każdy przewodnik zabiera ze sobą stół, czasami krzesła.  Warto również zaznaczyć, że mieliśmy szczęście co do liczebności grupy. Raz było to 5 osób, kolejnym razem 8. Marzycie o tym, aby wypić świeżego kokosa, prosto z palmy na niemal bezludnej wyspie z piękną dziewiczą plażą? Takie rzeczy to tylko na Palawanie. Jednak to nie wszystko. Z El Nido można udać się na wyspę Coron lub to co lubimy najbardziej – pożyczyć skuter.

Mistrzowie kuchnii

Skuterem  poprzez świat

Jeden dzień naszego pobytu w El Nido przeznaczyliśmy na skuterową eskapadę. Ważne aby pożyczyć cross ( motocykl przystosowany do jazdy po ciężkim i nierównym terenie).  Przejechaliśmy tego dnia ponad 120km. Cała północ wyspy została przez nas zdobyta. Mimo, że wszyscy nam odradzali i ostrzegali przed ciężką drogą to daliśmy radę. Jednym z piękniejszych miejsc jakie widzieliśmy okazała Nacpan Beach – oddalona  23 km  od El Nido( 11 km drogą betonową, 8 km szutrem i 3 km piaszczysto- gliniastą trasą). Tak nas zauroczyło to miejsce, że zdecydowaliśmy się spędzić tam następną noc i poświęcić mu osobny wpis.  Mieliśmy wrażenie, że pierwszy raz dotarliśmy do nieodkrytego raju na Ziemi. Och, nawet pisząc o tym bujam w obłokach jakby w innym wymiarze. Wracamy do skuterowej eskapady. Jechaliśmy dalej na północ od Nacpan Beach, kierując się sie na kolejną plaże, do której dojazd był prawdziwym wyzwaniem. Blisko 18km , po bezdrożach Palawanu w dwie strony. Ciągle tylko pod górę i z góry. Droga nie rozpieszczała, a po upadku jaki zaliczyliśmy na Sumatrze ( w lipcu podczas poprzedniej wyprawy do Azji) pozostała nam mała trauma. Udało się jednak bezpiecznie dojechać do kolejnego bezludnego miejsca. Wyobrażacie sobie ogromną plażę, gdzie znajduje się jeden jedyny budynek i kilka rybackich łodzi? Do tego biały, drobniutki piasek, palmy i błękitna woda tak ciepła jak w wannie. Tak właśnie jest na Dagmay Beach,  a tym jedynym budynkiem jest hotel Safari Verde( http://www.verdesafari.com). Przebywając tam ciągle myśleliśmy o tym jak pięknie byłoby wybudować tutaj mały domek, hotel i prowadzić spokojne życie z dala od otaczającego nas szumu.

Orzeszek, mango i wielka Rybomania!

Wiecie jak jest – nasze uwielbienie do upraw nie zna granic. Palawan dał nam okazję do poznania kolejnych. Oprócz kilku nowych rodzajów mango, zobaczyliśmy jak rosną, orzeszki nerkowca. Niepozorne czerwonawo-złociste owoce,  o kształcie  podobnym do papryki z małą wypustką na dole. Zakończone ogonkami o charakterystycznym i dobrze nam znanym kształcie. Rosną na wielu odcinkach, wzdłuż trasy N1, wiodącej przez północ wyspy. Są to całe plantacje, a każdy jeden owoc to jeden orzeszek. Dlatego też są takie drogie i wyjątkowe.

orzech nerkowca

Takie ryby też można złowić:)

Palawan słynie z upraw mango i właśnie orzeszka nerkowca. Zielonkawej odmiany mango, zerwanego prosto z drzewa mieliśmy okazję skosztować dzięki ciekawości i dobroci pewnego chłopaka. Zatrzymaliśmy się przed jego domem, aby zrobić kilka zdjęć wyjątkowych ozdób wielkanocnych( spotkaliśmy ich bardzo mało na trasie) Ten widząc nas, zaprosił do domu, zerwał mango, poczęstował i jak to w takich przypadkach bywa chciał opowiedzieć historię swojego życia. Trochę zatem u niego posiedzieliśmy, ale na tym nam przecież tak bardzo zależy, aby dużo rozmawiać i spędzać sporo czasu z miejscowymi.  Podczas całodniowej wyprawy, mieliśmy okazję podziwiać prawdziwy miejscowy folklor. Nie mówmy tu już o świniach, które kąpały się w wielu przydomowych bajorkach, ale o bawołach ujeżdżanych przez miejscowe dzieci czy ciągnących za sobą bezkołowe wózki z najróżniejszymi towarami. Kilkakrotnie spotkaliśmy miejscowych rybaków, którzy przywozili świeże kalmary lub wracali z połowów z nieznanymi nam gatunkami ryb. Całość zbudowała nam niesamowity obraz wyspy Palawan– prawdziwego raju dla podróżników, który wydaje się jeszcze niezniszczony przez masową turystykę i emanuje swoją nietuzinkowością. Momentami im dalej na północ wyspy zdawało nam się, ze sami stajemy się  coraz większa atrakcją turystyczną. My białasy z Polski, budziliśmy kilkukrotnie wielką sensację w wiosce.  Jeden dzień na tak intensywny motorowy trip to zdecydowanie za mało. Nie byliśmy w stanie pochłonąć tych wszystkich magicznych widoków, zjechać w każdą napotkaną dróżkę. Pierwszy raz zdarza nam się mieć poczucie, że czasu jest tak mało, a do zobaczenia i poznania tak wiele. Niestety żaden ze mnie Mickiewicz, że przekazać Wam obraz całego piękna jakie nas otacza na Palawanie. Lepsze do tego zapewnie będą fotograficzne dzieła Jaśminki:)

Nasza galeria na FB :

https://www.facebook.com/media/set/?set=a.266564756812453.1073741827.147113962090867&type=1

1 komentuj
  1. Pojechana
    Pojechana says:

    A ja polecam nocleg w Corong Corong- po dojechaniu do “dworca” w El Nido trzeba iść nie w prawo (jak do centrum El Nido) tylko w lewo. Dosłownie kilka kroków dalej, można przedostać się na dłuuuuuugaśną plażę wzdłuż, której stoją różnej kondycji i ceny bungalowy- każdy znajdzie coś dla siebie. No i jest spokojniej dużo i mniej tłoczno niż w głównej zatoce miasteczka.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Chcesz się przyłączyć do dyskusji?
Feel free to contribute!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *