Plotki i ploteczki o Vang Vieng

Piękna Azja

Vang Vieng to kolejne miejsce podczas naszej podróży które można zaliczyć do jednego z piękniejszych. Tak wiem , piszemy to ostatnio prawie w każdym poście. Jednak północ Tajlandii i Laos naprawdę zachwyciły nas naturą i swoją autentycznością. Tak jak wygląda Laos, wyobrażaliśmy sobie większość Azji. Jadąc z Luang Prabang do Vang Vieng widzieliśmy przydrożne wioski, w których czas się zatrzymał, a ludzie mieszkają w domkach z bambusa. Droga była niezwykle kręta i wychylając się przez okno można było zobaczyć górską przepaść. Raz po raz pojawiali się ludzie na tej drodze, nie wiadomo skąd, bo w przeciągu kilku kilometrów nic nie było. Po przyjrzeniu się dokładniej dostrzegliśmy , że na tych stromych zboczach, także są chatki a co lepsze, pola uprawne na których miejscowi hodowali różne warzywa. Niesamowite jest to, że na tak spadzistym terenie ( nie było tarasów) można uprawiać z powodzeniem różnego rodzaju rośliny.

Prysznic na wiosce

Jazda autobusem była niesamowitym doświadczeniem i smakowaniem miejscowego folkloru. Ludzie nie mają łazienek , jednak przy drodze z górskich zboczy wystają często rury, z których leci woda, to tutaj miejscowi zażywają kąpieli. Czasem w niektórych wioskach można zobaczyć coś na wzór „publicznych łaźni”, mały betonowy budyneczek, w którym jest zbiornik z wodą i wystaje z niego kilka kranów. To tutaj zbierają się mieszkańcy wioski na wieczorną toaletę.

Jesteśmy w niebie

Oprócz tej całej kulturowej otoczki to są jeszcze niesamowite przykuwające uwagę widoki. Droga do Vang Vieng położona jest w górach co dostarcza wspaniałych wrażeń, szczególnie gdy chmury delikatnie przykrywają wierzchołki wzniesień,  a momentami się przez nie zwyczajnie przejeżdża.

Ploteczki o Vang Vieng

O Vang Vieng słyszeliśmy tylko to , że jest to najbardziej imprezowe miejsce w Laosie, że można spływać cały dzień na dętkach i zatrzymywać się co rusz w kolejnym barze. Już w Kambodży słyszeliśmy, że ta atrakcja nas ominie, ze względu na tragiczny wypadek. Okazało się, że kilka tygodni przed naszym przyjazdem tutaj spływ na dętkach (teoretycznie ) zamknęli co pozbawiło miasto głównej atrakcji. W przewodniku Lonely Planet Vang Vieng jest opisywane jako najbardziej niebezpieczne miejsce dla turystów w Laosie. Właśnie ze względu na tubing(spływ na dętkach), co roku ginie w nurcie rzeki kilkadziesiąt osób, głównie ze względu zbyt duże spożycie alkoholu i innych środków odurzających. (Podobno wzdłuż rzeki są bary z grzybkami, opium, alkoholem itd.) Piszę podobno, bo zrezygnowaliśmy z tej rozrywki na koszt innej. Okazało się, że na dętkach można było spływać, ale to bary były pozamykane ( zalecenie rządu), bo kilka tygodni wcześniej rzeka zabrała ze sobą kilka zalanych w trupa duszyczek.

Nie tylko Tubing

Vang Vieng okazał się pięknym miejscem , położonym w dolinie otoczone ze wszystkich stron wapiennymi górami, które pokryte są dywanem lasu deszczowego. Wszystko razem wygląda obłędnie. Miasteczko ma wiele do zaoferowania jeśli chodzi o różnego rodzaju sporty, nie koniecznie ekstremalne. Speleolodzy będą w siódmym niebie. Jaskinie krasowe, ciągną się przez kilka kilometrów, kras który tu utworzyła natura przez lata jest oszałamiający. Wstępy to większości jaskiń to zaledwie 10 000 kip. i już można się poczuć jak Indiana Jones poszukujący kolejnych skarbów. W większości miejsc można wynająć przewodnika, który również za ok 10 000 oprowadzi po najodleglejszych zakątkach jaskiń. Widzieliśmy wielu śmiałków wybierających się tutaj tylko w japonkach, jednak nie jest to dobry pomysł. Większość z nich wracała na boso i z uszkodzonymi butami w ręku. W środku zazwyczaj jest po prostu ślisko. Co Labi przypłacił wywrotką na wejściu do jednej z grot. Wyobraźcie sobie plecak który nagle został przykryty warstwą błota i zieloną koszulkę, która zmieniła kolor na brązowy.O spodniach nie wspominamy

Skuter – nasz ulubiony azjatycki środek transportu

Już w wielu miejscach używaliśmy skutera więc im tym razem był to dobry pomysł. Nawet dla samej przejażdżki po okolicy – było warto. Na początek pojechaliśmy do jaskini , która okazała się „podróbką” innej . Miejscowi się wycwanili i wiele jaskiń ma podobne nazwy do tych, które są rekomendowane w przewodniku Lonely Planet. Niewątpliwie ten trick i tym razem im się udał. Jednak jak już przejechaliśmy kawał wyboistej drogi to zdecydowaliśmy się zobaczyć jaskinię. Byliśmy tylko my i kilka nietoperzy , które ewidentnie denerwowały błyski naszych latarek. Piękne nacieki, kras , wszystko wyglądało jak z bajki. A w dodatku to, że chodziliśmy gdzie chcieliśmy.

Kolejnym miejscem była jaskinia Tham Nam do której wpływa się na dętkach. W międzyczasie dołączył się do nas młody chłopak i pokazywał nam różne przejścia,ciekawe miejsca. Sami nigdy byśmy tego nie zobaczyli i było bardzo wesoło. Do momentu, gdy nagle po wyjściu z jaskini chłopak powiedział, że mamy mu zapłacić. Może nas teraz źle zrozumiecie, ale chyba każdy woli być wcześniej poinformowanym i mieć czarno na białym za co się płaci. Po prostu czuliśmy się w pewien sposób oszukani, a z drugiej strony po raz kolejni poczuliśmy się jakby miejscowi traktowali nas jak worek pieniędzy bez dna. Sytuacja się trochę zaogniła w momencie gdy kategorycznie mu podziękowaliśmy. Chłopaczek naprężył się jak młody kogucik, zacisnął pięści i zagroził, że wezwie zaraz pomoc z wioski jak mu nie zapłacimy. Na to Labi powiedział, że zaraz zadzwoni po policję, armię i do ambasady. To nieszczęśnika przekonało, żeby się wycofać… To ni był jednak koniec przygód.Po powrocie do skutera okazało się, że stacyjka jest nie sprawna. Nie wiadomo czy coś się zablokowało, czy ktoś w ten sposób próbował się zemścić i napchał tam czegoś. Na szczęście jeden z miejscowych kierowów odłączył dwa kabelki i udało się ruszyć. Bez migaczy, wskaźnika paliwa i całej pozostałej elektryki wróciliśmy do Vang Vieng i na szczęście jakoś udało odzyskać się paszport. Resztę zwiedzania przełożyliśmy na kolejny dzień.

Jazda – ciąg dalszy

Kolejny dzień również spędziliśmy na skuterze podziwiając piękne widoki i wioski. Przy okazji zahaczyliśmy o jaskinię Tham Phu Kham ( blue Lagoon) bardzo fajnie przygotowane miejsce na piknik. Aby dojść do jaskini trzeba się wspiąć kawałek do góry. Na dole, po spenetrowaniu jaskini można orzeźwić się w niebieskawej wodzie, skacząc do niej na linie.

Vang Vieng okazało się cichym i spokojnym miejscem , wbrew temu co wszyscy mówili. W całym Laosie wszystkie sklepy, bary i restauracje zamykają się przed godziną 24. Być może sprawiła to zła fama związana z zamknięciem tubingu. Jednak z powodzeniem można by tu spędzić tydzień i się nie nudzić, a uprawiając wspinaczkę, penetrować jaskinię, pomieszkać z miejscowymi, popływać w turkusowych strumieniach lub po prostu zrelaksować się nad brzegiem rzeki. Jest to niewątpliwie jedno z najbardziej malowniczo położonych miejsc jakie zobaczyliśmy.

 

Więcej zdjęć z Laosu znajdziecie na naszym profilu na FB tutaj

oraz TUTAJ

1 komentuj

Dodaj komentarz

Chcesz się przyłączyć do dyskusji?
Feel free to contribute!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *