Smażymy gada, a potem idziemy na jednego

Smażymy gada, a potem idziemy na jednego

Khmerska kuchnia w Kambodży przypadła nam do gustu, już od pierwszego dnia pobytu w Siem Reap. Raczyliśmy się miejscowymi przysmakami. Syte potrawy, w których mięsa nie było trzeba szukać pod lupą, niezbyt pikantne i do tego w studenckich cenach. Niezapomniana kompozycja przypraw, które nadają im niezapomniany aromat……..aaa stop! Nie o tym miał być ten wpis!

Khmerska kuchnia w Kambodży to prawdziwy raj dla naszej ekipy. Azjatyckie smaki, robaki i przysmaki w pełnym wydaniu. Smażone, duszone, gotowane i uwaga – zatopione w khmerskiej whisky. Niestety nie wszystkiego możemy skosztować, czasami jedna potrawa przewyższa nasz 3 dniowy budżet podróży. Co nie zmienia faktu, że uczta w której dominują napotkane gady i płazy trwa w najlepsze. Do wszystkiego zainspirował nas napis w „Karo Restaurant”
„We don’t serve rat, cat, dog, monkey or worm”

Kobra, żółwie i inne węże …..

Skoro wy nie serwujecie to znaczy, że ktoś musi! Właściciela restauracji wypytaliśmy dokładnie i wyruszyliśmy na poszukiwania w stronę wielkiego jeziora Tonle Sap. Tam weszliśmy do sielsko położonej i urządzonej restauracji „Met Love Restaurant”. Nie było ani krzeseł, ani stołów tylko same hamaki. No żyć nie umierać! Można się położyć i patrzeć na bezkres lotosowych pól. Atmosfera była dość senna, zbierało się kolejny raz na deszcz( nam nie straszny bo zakupiliśmy magiczne peleryny). Wyłożyliśmy się więc wygodnie w hamakach, wręczono nam menu i rozpoczął się szał… Pierwsza strona standardowa – lok lak, smażony ryż, kurczak amok, smażona cukinia z pomidorami i wieprzowinką – same pyszności które już poznaliśmy! Druga i ostatnia strona to dopiero była jazda…. czytamy przeglądamy i nie wierzymy własnym oczom: zupa z węża zupa z żółwia, smażony żółw, smażony wąż, kobra i jajka węża w każdej dowolnej postaci. Cen potrawach jednak brak! Wołamy więc szefa kuchni i pytamy o wszystko co chyba możliwe!

Cena okazała się barierą zaporową dla niektórych smakołyków. Żółw w każdej postaci 25$/kg, kobra i węże jajka 60$/kg i do tego nie można sobie zamówić 100gram, bo świeży towar jest dowożony na specjalne zamówienie z wioski i bierze się go w całości. Co nam więc zostało? No węże, tylko takie bagienne. Złożyliśmy więc zamówienie i udaliśmy się za kucharzem podglądać jak przyrządza nasz obiad. Nie wiecie nawet jakie było nasze zdziwienie gdy szefowa wyciąga z beczki cztery pełzające, obślizłe węże, najpierw pozuje nam z nimi do zdjęcia a potem wali każdym z osobna o blat kuchenny. Krew tryska po nas i po całej kuchni, a ogłuszone węże lądują w misce. Po chwili je wypatroszyli, posiekali na kawałki, dodali bazylii, czosnku, pieprzu, soli i już było wielkie smażenie. Gdy się doczekaliśmy tych delikatesów to nastąpiło lekkie rozczarowanie. Trochę byliśmy głodni, a węże nam się skurczyły i spiekły. Mięsko było jednak zjadliwe. W dużych kawałkach dało radę wygrzebać coś niecoś na ząb, te mniejsze idealnie nadawały się, żeby je rzuć! Niewątpliwie było to ciekawe kulinarne doświadczenie, ale najeść się tym nie daliśmy rady.

A teraz idziemy na jednego…

I tylko jednego, no może dwa. Zdecydowałem się na zakup butelki khmerskiej whisky. Niby nic nadzwyczajnego, ale tak jak u nas do żubrówki dodaje się źdźbło żubrowej trawy to w Kambodży dorzucają węża i skorpiona. Dodatkowo te dwa osobniki zajmują znaczną część butelki. Nie mogłem przegapić takiej okazji, po negocjacjach zakupiłem butelkę za 6$ ( Uwaga początkowa cena to 40$). Jaśminka jasno zakomunikowała mi, że pić tego nie ma zamiaru , więc dla towarzystwa dokupiłem jeszcze 2 puszki coli. Wszystko ładnie schłodziłem i niecierpliwie oczekiwałem wieczoru, aby się tym czymś raczyć. Otwieram pyk pyk i już w powietrzu unosi się niezwykle intensywny zapach spirytusu. Tak dokładnie ten odrzucający i ohydny zapach bimbru lub rumuńskiej palinki. No cóż – lekko nie będzie pomyślałem. Skombinowałem więc szybko szklankę lodu i rozrobiłem drinka. Sam zapach zachęcał już do reakcji zwrotnej. Czyżby to miało być gorsze od czerwcowej palinki, którą męczyliśmy na naszym TiR-owym wyjeździe? Tak było …. Fuck nie do przetrawienia. Smakowało jak jakaś żółć, piołun i krwisty stek wymieszany z colą. Fuuu – mama nadzieję, że trafiłem po prostu za słaby jakościowo alkohol i będzie jeszcze okazja na zasmakowanie lepszego gadziego wyrobu.

Żabie smakołyki

Kuchnia khmerska bardzo dużo czerpie z francuskiej. Toteż prawdziwym przysmakiem są tutaj żaby. My również kosztowaliśmy i naprawdę jesteśmy pod wrażeniem. Smak przypominający kurczaka, soczyste mięso, które wręcz rozpływało się w ustach. Usmażona na grillu żaba, byłaby idealna dla pasjonatów zwierzęcej anatomii – każdy mięsień, przyczep, i układ kostny był widoczny, a po zjedzeniu piękny szkielet:) Cały talerz świeżo przyrządzonych płazów to w tradycyjnej khmerskie restauracji wydatek rzędu 3$.

Lotos – nie tylko kwiat, ale także owoc

Widzieliśmy już kwiaty lotosu sprzedawana w różnych miejscach ich owoce także, ale nie wiedzieliśmy kompletnie z czym i jak to się je. Jadąc wśród pól lotosowych zachwycaliśmy się ich zaklętym pięknem. W miejscu gdzie się zatrzymaliśmy otoczyła nas gromadka dzieci i już po chwili dostaliśmy kwiat lotosu, wielki liść oraz owoc. Nie za bardzo wiedząc co z tym zrobić po prostu podziękowaliśmy. Chłopiec, na oko 7 lat wytłumaczył nam co należy z tym zrobić. Z przekwitniętej rośliny wyciąga się kuleczki, które następnie trzeba rozgnieść i białe nasionko które wyłuskamy się zjada. Smak bardzo dobry , trochę przypominający smak młodego, nie do końca dojrzałego słonecznika.. Mama dzieci miała przydrożny stragan z tymi owocami i chyba też cała okolica się trudniła uprawą lotosów, bo co chwila spotykaliśmy małe stoiska oferujące tylko ten produkt. Dzieci niesamowicie uśmiechnięte, biegały wokół nas i przytulały się. Przerzuciliśmy całą torbę do góry nogami , aby coś im podarować i ostatecznie otrzymały od nas ringo, bardzo się ucieszyły. My jeszcze bardziej widząc ich jeszcze szersze uśmiechy na twarzach.

0 komentarzy:

Dodaj komentarz

Chcesz się przyłączyć do dyskusji?
Feel free to contribute!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *