Gówniana kawa i abstrakcyjnie wielki kwiat

Było pięknie i pysznie !

Po ciężkiej przeprawie, przez sumatrzańską dżunglę, wylewając wiele kropel potu, dotarliśmy wczoraj w okolicy miejscowości Batang Palupuh do wyjątkowego miejsca. Mieliśmy niepowtarzalną okazję zobaczyć Rafflesie Arnoldi czyli Bukietnicę Arnolda. Kwiat uważany za największy na świecie! Jego średnica dochodzi do jednego metra. To co zobaczyliśmy jest niepowtarzalne, głównie dlatego, że kwitnie ona raz na 1,5 roku tylko przez około 7dni. Przewodnik, który prowadził nas do tego niezwykłego miejsca twierdzi, że w okolicy jest tylko 10 odkrytych pąków. Są one jednak w takiej fazie rozwoju, że przynajmniej chwilowo nie ma co liczyć na to, że pojawią się kwiaty. Bukietnica wydziela bardzo charakterystyczny zapach zgniłego mięsa, przyciąga to muchy i muszki, które zapylają roślinę. Zapach spowodował, że przez lokalnych mieszkańców zwana jest ona „ trupim kwiatem”.Roślina jest pasożytem,jednak jest pod ochroną. Po roślinie następnie zostaje owoc który zjadają mieszkańcy dżungli i tym sposobem ( w swoich odchodach) przenoszą nasiona rośliny w najodleglejsze końce lasu. Co my wam będziemy więcej pisać – zobaczcie zdjęcia !

 

Luwak Coffee –  najdroższa  kawa świata ! Gówniana kawa :)

Na dzień dzisiejszy to zdecydowanie najbardziej ekstremalny przysmak jakie mieliśmy okazję skosztować. Luwak Coffee to jedna z najdroższych kaw świata,. Dlaczego? Bo nasiona kawy zjadane są najpierw przez civet cata czyli po naszemu łaskun muzang. W jego żołądku nasiona kawy podlegają fermentacji i procesom chemicznym wraz z innymi zjedzonymi smakołykami, m.in. wiśniami i fasolą. Wszystko razem nadaje niepowtarzalny aromat (kawy w kupie)! Następnie zwierzak właśnie robi kupę, która jest zbierana przez miejscowych rolników. Cały proces produkcyjny jest bardzo żmudny. Kolejnym etapem jest dokładne mycie i suszenie ziaren . Gdy są już wysuszone odłupuje się jeszcze skorupkę w której się znajdują i następnie się je opala przez około 4 godziny przy tym non stop mieszając. Tak właśnie w dużym uproszczeniu powstaje Luwak Coffee – legendarna kawa o wielu walorach zdrowotnych. Podobno działa na problemy żołądkowe, uśmierza ból głowy, wzmaga koncentrację. Kilogram takiej kawy kosztuje ponad 200$, na miejscu filiżanka 2,5 $ a już w Niemczech trzeba około 20euro, aby skosztować tego smakołyku.

Mieliśmy niezwykła przyjemność rozmawiać z właścicielką Panią Umul Khairi. Wyjaśniła nam cały proces, a także zaprosiła do swojego domu, gdzie już w sobotę będzie uczyła nas gotować typowe indonezyjskie potrawy. Nie możemy się już doczekać, tym bardziej, że poprzedzą to wspólne zakupy na ogromny bazarze w Bukittinggi. W wiosce Batang Palupuh, w której jutro nocujemy obowiązuje system matrylinearny, to kobiety rządzą, trzymają kasę ,zarządzają generalnie wszystkim a wszystko dziedziczone jet przez ich córki ,dzieje się  to w jednym z największych muzułmańskich krajów świata!

( Kawa byłą przepyszna) !!!

(więcej zdjęć wrzucimy na FB  jak tylko internet na to pozwoli)

Singapur, Melaka, Dumai – 3 państwa, 3 miasta, 3 światy

Zaczyna się prawdziwa przygoda

Bardzo trudno znaleźć nam było jakiekolwiek informacje o promie na Sumatrze. W Singapurze wiedzieli tylko jak dotrzeć na Batam ( indonezyjska wyspa oddalona o ok 45 minut drogi promem). Tam miało już coś być, ale nikt nie wiedział co, za ile i kiedy. Zdecydowaliśmy się zatem udać w drogę powrotną do Melaki. Znaleźliśmy w sieci informację na temat linii Dumai Express. Promy miały odchodzić o 9:00 i 15:00. Zerwaliśmy się zatem wcześnie rano z najwygodniejszego na świecie singapurskiego łóżka w mieszkaniu Asi. Dojazdy, przejazdy to norma w ostatnich dniach. Na przejściu granicznym dostajemy kolejne dwie pieczątki do paszportów, a w południe już byliśmy w Melace. Trzeba tutaj zaznaczyć że o takich autobusach i autostradach jak są w Malezji to możemy tylko i wyłącznie marzyć. Niestety okazało się, że informacje, które posiadaliśmy były nieaktualne. Prom odpływa tylko raz dziennie o godzinie 10:00. Nie pozostało nam nic innego jak znaleźć miejsce noclegowe i spędzić cały dzień w pięknym mieście, którego znaczna część jest wpisana na UNESCO.

Melaka – idealne miejsce dla backpackersa

Liczba hosteli, moteli, hoteli w Melace jest ogromna! My zatrzymaliśmy się w pierwszym napotkanym. Hostel Voyage, oferował zarówno pokoje jak i tylko łóżko do spania w dormitorium. Wybraliśmy drugą opcję, mając nadzieję poznać ciekawych ludzi, a i po wizycie w Singapurze nasz budżet został nieco nadszarpnięty. W mieście bez problemu można znaleźć nocleg za niecałe 5 $ od osoby( 15 Ringitów) W naszym hostelu cena schodziła nawet do 10RM czyli około 3,3$ w momencie kiedy zostalibyśmy na 6 nocy. Dodatkowo w cenie mieliśmy rowery , stół bilardowy, darmowe Wi-Fi, łazienkę z letnią wodą i normalne toalety, także pozycji dojazdowej nie musieliśmy ćwiczyć. Po prostu żyć nie umierać! Spacer po mieście zawsze przynosi nowe doświadczenia. Melka podzielona na 2 zasadnicze części – China Town i stare miasto z chrześcijańskim kościołem( najstarszym w Malezji), warownią portugalską i obiektami muzealnymi. Na ulicach China Town od piątku do niedzieli mieści się ogromny targ uliczny. Można tam skosztować tradycyjnej chińskiej kuchni, kupić wszystko czego dusza zapragnie : łuki,kapelusze,baterie, kable, świecidełka, buty, ubrania i moglibyśmy tak wymieniać godzinami. Niestety trochę psuje to klimat tego miejsca.

 

My postanowiliśmy aktywnie spędzić czas pobłądziliśmy „odrobinę” na rowerach. Było zabawnie i bardzo niebezpiecznie. Fajnie było być jedynymi rowerzystami wśród setek samochodów i motocykli.

Dumaj, Dumaj i wielkie wyczekiwanie

Nie zdajecie sobie sprawy jakie emocje towarzyszyły nam w środowy poranek. Płyniemy na Sumatrę! Dzień prędzej zaopatrzyliśmy się w bilety, plecaki już spakowane. Na śniadanko świeży ananas, aby uzupełnić trochę brak witamin. Mimo że pijemy dużo wody to nie posiada ona żadnych minerałów czy też innych substancji. Jest to drobny problem, także musimy nasz organizm wspomagać dodatkowymi dawkami witamin.

Już sam pobyt na promie, uświadczył nas w przekonaniu, że będzie się działo. Niezbyt odkrywcze było, że jesteśmy jedynymi turystami pośród kilkudziesięciu pasażerów. No i do tego staliśmy się obiektem pożądania dla paparazzi. Podróż trwało 3 godziny. Pierwsze wrażenie, jeszcze z pokładu statku, niezbyt dobre. Zamiast rajskich plaży, natury i krajobrazu, który zapiera dech w piersiach ukazały nam się kominy, fabryki i statki transportowe. Dumai okazał się typowym miastem przemysłowym. To nie tak miało być….

Indonezyjska gościnność i radość życia

Wiele osób mówi nam : Wy macie takie szczęście, zawsze spotkacie tak niewyobrażalnie dobrych ludzi na swojej drodze. Może skromne to nie będzie, ale (ODPUKAĆ W NIEMALOWANE) tak jest. Na temat Indonezyjczyków w Malezji słyszeliśmy więcej złego niż dobre. Są pazerni na kasę, dla turystów zawyżają ceny, oszukują i nie są pomocni. Były to opinie Malezyjczyków. Gdyby tak miało być to jak wytłumaczyć zaistniały fakt :

Podchodzimy po wizę, Pani celnik bierze paszporty, prosi abyśmy poczekali i w tym czasie porozmawiali trochę po angielsku z jej dziećmi. Zaczęło się standardowo, a skończyło jak nigdy.

  • Proszę Pana , jak Pan ma na imię i skąd Pan przyjechał ? – zaczął 12 letni chłopiec
  • Tomek, przyjechaliśmy z Polski
  • AAA POLSKA ! UEFA EURO, Posnan, Gdamsk, Warsaw…. – a to był dopiero początek

W tak miłej atmosferze po kilku minutach dostaliśmy paszporty z wbitymi wizami. Od 18 lipca możemy przebywać 30 dni na terenie całej Indonezji. Koszt wizy to 25$. Chłopiec pytał o nasze plany gdzie chcemy jechać, ile będziemy w Dumai? Były to najcięższe pytania jakie mógł zadać. Bo my biedne żuczki, ani konkretnego planu, ani konkretnego pomysłu. Zaczęliśmy więc wypytywać o dworzec autobusowy, o hotel, o typowe jedzenie. Wtedy ojciec chłopaka zaoferował nam pomoc i już po chwili byliśmy w jego samochodzie w drodze do restauracji. Siadamy, a momentalnie do stołu podchodzi dwója kelnerów i wykładają talerze z jedzeniem…. Nie wiem o co chodzi! Przez moment pomyśleliśmy, że to jakiś podstęp i w ogóle what the fuck… Czasami tak trudno jest uwierzyć dobre zamiary innych. Na stół podano : krewetki, kraby, ryby, kurczaka, zasmażana kawałki tofu i wołowina w różnych odmianach.

 

Delektowaliśmy się zatem przepyszną indonezyjską kuchnią, rozmawiając o kulturze i przede wszystkim narodowej kuchni. Mamy zatem całą listę specjalności, których musimy skosztować. Na koniec mimo prób uregulowania rachunku usłyszeliśmy tylko : „Jak ja, albo moje dzieci pojadą kiedyś do Polski to Wy ich tak ugościcie. Taka jest u nas tradycja, a Wy jesteście gośćmi „

Jako, że w Dumai nie ma kompletnie nic, zrobiliśmy to co  lubimy najbardziej. Szybka decyzja, spojrzenie na mapę i o 17 wyruszyliśmy do Bukattinggi! To tylko 400km drogi, i w miejscowych warunkach zajęło nam to prawie 13 godzin i to nie autobsem, a samochodem osobowym. O drogach jeszcze Wam coś niecoś napiszemy. Cieszmy się jednak z tego co mamy. Bo kilkumetrowe wyrwy na środku drogi to tutaj norma. Podczas całego przejazdu widzieliśmy kilkanaście samochodów z urwanymi kołami, rozsypany towar przewożony przez ciężarówki, tysiące szalonych motocyklistów i dziesiątki kurczaków wbiegających na jezdnie.

Szczęśliwie dotarliśmy jednak do celu, a wrażenia z górskiego rollercoastera na pokładzie naszego samochodu na zawsze pozostaną w naszej pamięci. Był to typowy przejazd w wersji EXTREME!

Indoenezja to to czego szukaliśmy, inny świat, nie ma wielu turystów. Do tego ludzie ciągle do nas machają, witają się i pozdrawiają. To niesamowite, że jak tylko nas widzą to ustawiają się do zdjęcia. Dobroć i szczera radość są na każdym kroku.

Na miejscu zostajemy kilka dni, nie zdradzimy Wam co tutaj zobaczymy i czego spróbujemy. Przygotujcie się na mocne wrażenia, ekstremalne smakołyki i niezwykłe zdjęcia!

Singapur – miasto zakazów

Singapur – miasto zakazów i luksusu

 

Singapur, finansowa stolica Azji to obowiązkowy cel każdego podróżnika. Na jego temat krążą różne mity i anegdoty. My także korzystając z dobroci J_li, koleżanki z liceum spędziliśmy ciekawe i przepełnione ciekawymi doświadczeniami 2 dni w Singapurze – najbardziej burzowym państwie świata.

Singapur oszołomił nas swoimi designerskimi rozwiązaniami, a także ogromem i przepychem. Zaskakuje w wielu przypadkach – szczególnie ilością sklepów i centrów handlowych. Czasem można przejść długi odcinek miasta nawet nie wychodząc z klimatyzowanych pomieszczeń centrów handlowych. Podobno wielu Singapurczyków spędza czas w centrach handlowych chcąc zaoszczędzić na klimatyzacji w swoim własnym domu. Trochę wydaje się to abstrakcyjne, ale faktycznie w samych sklepach było niewielu kupujących, za to tłumy spacerowiczów.

Finansowa stolica Azji słynie także z licznych , czasem dość dziwnych zakazów. Zaczynając od tego że do kraju nie można wwozić gum do żucia, materiałów pornograficznych, pluć na ulicy i kto wie czego jeszcze…

Nie zawsze można bez konsekwencji wwozić alkohol. Przekonaliśmy się o tym na własnej skórze. Mieliśmy ze sobą upominek dla Asi, która gościła nas w Singapurze. Niestety, mimo że alkohol miał oryginalną banderolę z Polski to i tak trzeba było go oclić. Inna sytuacja była ze spirytusem( 200ml), który mamusia spakowała na wszelki wypadek. Pani celnik miała delikatnie mówiąc dziwną minę gdy wyciągnęła małą szklaną buteleczkę, a na jej etykiecie zobaczyła 95 % . Jej mina była wręcz bezcenna. Szybko przyjęła więc do wiadomości, że spirytus ma nam służyć jaka lekarstwo do przemywania ran. Buteleczka wróciła więc szczęśliwie do plecaka, a my mieliśmy po wyjściu niezły ubaw wspominając jej wyraz twarzy. Warto również wspomnieć, że zapłaciliśmy cło w wysokości 15 $ singapurskich za butelkę 0,5litra. Co i tak było niską kwotą, gdyż zwyczajnie po naszemu trochę zaniżyliśmy wartość naszej polskiej żubrówki. W sumie wyszło, że kosztowała 3zł, a celnik niesamowicie dosadnie próbował nas przeprosić za to, że musimy płacić i prosił abyśmy uważali.

Zakazy i grzywny – Odjazd totalny

Znaki zakazu można znaleźć praktycznie wszędzie. Zrobił się z tego nawet pewnego rodzaju produkt markowy, otóż sprzedawane są tu liczne pamiątki z obrazkami znaków zakazu na których widnieje napis „ Singapore is a FINE* city”. Zakazy dotyczą m.in. durianów, palenia, jedzenia na terenie metra itd. Kary są bardzo wysokie, więc lepiej przestrzegać tych reguł. Na zwiedzanie Singapuru wystarczy maksymalnie przeznaczyć 2-3 dni, my spędziliśmy to niecałe 2 i jesteśmy zadowoleni. Nie zobaczyliśmy wszystkiego, ale wiadomo Zoo jak zoo, parki rozrywki też wszędzie podobne więc sobie odpuściliśmy.

 

Marina Bay Sands – nasza kąpiel w chmurach

Jedną z głównych atrakcji miasta – bardzo charakterystyczną jest Marina Bay Sands – i najwyżej na świecie położony basen . Aby zażyć kąpieli w chmurach trzeba być gościem hotelowym(ceny zaczynają się od 400$ singapurskich) Jednak nam się bez tego udało ( Dziękujemy jeszcze raz Asiu!). Każdy turysta może wjechać jedynie na taras widokowy ( ok 20 $ singapurskich ) My dostąpiliśmy nie małego zaszczytu. Kąpiel, która była jednym z celów naszego wyjazdu, ( bo przecież nie tylko jedzeniem człowiek żyje) sprawiła wielką przyjemności i pozostanie w naszej pamięci na zawsze.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Jedzenie

W Singapurze można skosztować różnych kuchni z odległych zakątków świata., przeważa jednak kuchnia azjatycka. W miejscach uczęszczanych przez turystów często ceny są bardzo zawyżone.

Jednak można zjeść dobre danie już od 3,5$ .W okolicach Marina Bay przy Cross Street znajduje się wielka „ jadłodajnia” – Lau Pa Set Festival Market w której jest ogromy wybór różnych potraw. Zazwyczaj jest to porcja składająca się z ryżu a do tego dobiera się 3 różne dodatki. Także w China Town można popróbować wielu chińskich specjałów w dobrych cenach ( to brzmi komicznie, dlatego warto dodać że są to dobre ceny jak na singapurskie warunki).

A gdyby ktoś z Was miał ochotę napić się piwa, to jego cena zależna jest od godziny spożycia :

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

( 1 dolar singapurski to na dzień 16.07.2012 około 2,7zł )

Uwaga tego nie można przegapić !

W Singapurze znajduje się piękny ogród botaniczny a w nim największa na świecie kolekcja Orchidei. Z pewnością warto to zobaczyć. Wstęp do parku jest bezpłatny, Należy zapłacić tylko za wejście do pawilony orchidei ( dorośli 5$, studenci 1$, dzieci do lat 12 za free). Park jest niesamowity, pełen egzotycznych drzew i kwiatów. Nam przejście zajęło około 3 godziny a z pewnością można by tam być dłużej. Przyszłym podróżnikom polecamy także China Town and Littel India – w tych dzielnicach możecie się chociaż na kilka chwil przenieść do innych części Azji.

 

 

 

 

 

 

 

Wieczorem pod hotelem Marina Bay Sands na wodach Marina Bay odbywa się Water & Light Show. Był to zdecydowanie najlepszy, najbardziej magiczny pokaz jaki w życiu widzieliśmy. Do tego niesamowite efekty specjalne w postaci tysięcy baniek mydlanych. Nie da się tego zobrazować słowami. Pokazy są codziennie o 20:00 i 21:30. Dobrym miejscem aby zobaczyć show jest mini amfiteatr przed budynkiem hotelu,a część pokazu możecie zobaczyć na naszym kanale na youtube :

http://www.youtube.com/channel/UC2U7kBfisIZE_NOuxhZ5lRA?feature=results_main

Więcej zdjęć na naszym profilu na FB oraz z galerii serwisu Świat Podróżników :

https://www.facebook.com/sladamimarzen

http://www.swiatpodroznikow.pl/pl/gallery/photo/3320/album/page_photos/1

 

 

Pierwsze azjatyckie smaki i wrażenia

Kuala Lumpur – ogromna ilość świateł, drapaczy chmur, samochodów, a wszystko otoczone tropikalną roślinnością.

Czujemy się jak w innym wymiarze, nie mogę oderwać oczu od szyb samochodu. Mieszanka kulturowa miejsc i ludzi. Nasz Host okazał się niezwykle miłą i cierpliwą dla nas osobą. Spędziliśmy u niego 2 noce. Starał się rozwiązywać wszelkie nasze wątpliwości dotyczące kraju, kultury historii. Tak samo my opowiadaliśmy Iqmalowi i Natali najróżniejsze ciekawostki na temat naszego kraju.

Nasz pierwszy wieczór spędziliśmy w chińskiej restauracji. Nasz znajomy pozamawiał wszelkiego rodzaju specjały. Jednym z nich była zasmażane platstry dyni, obtoczone w cieście, smażone na głębokim tłuszczu i posypane ugotowanym startym i podsmażonym żółtkiem.

Inną nowością dla nas były noodle ( taki grubszy makaron) w gęstym sosie sojowym,a najsmaczniejsza zdecydowanie sepia smażona w panierce. Pewnie dlatego że to tak dobrze znany na hiszpański smak. Twin Towers widzieliśmy przez chwilę z okien samochodu, tak się złożyło że mieliśmy prywatną, nocną objazdówkę po KL.

Rano Iqmail podjął decyzje , że nie idzie do pracy, żeby z nami spędzić dzień. Niesamowicie nas to ucieszyło , tym bardziej, że w planach mieliśmy wyjazd poza miasto.

Zjedliśmy typowe malezyjskie śniadanko gotowany ryż na liściu banana, a do tego były trzy rodzaje mięsa w różnych sosach. Zazwyczaj je się tylko potrawy w sosie chili, dla Jaśminki jednak Iqmel wybrał mniej pikane przysmaki

Zieleń która nas otacza jest niesamowita. Zatrzymujemy się w małym miasteczku, tutaj Igmal udaje się na piątkową modlitwę w meczecie. Modlitwa trwa od 13-14 . Codziennie w czasie pracy jest godzinna przerwa na lunch. W piątki ta przerwa jest dwu godzinna właśnie ze względu na modły. Jest to dość istotna informacja dla turystów bo w piątki wiele instytucji i atrakcji turystycznych ma inne godziny pracy niż od poniedziałku do piątku.

Podążamy dalej wiejskimi drogami , chociaż żadna droga krajowa w Polsce by się takich nie powstydziła. Docieramy na wodospad Sungai Bagabi. Tutaj czeka nas wspinaczka w górę po schodkach, wśród lasu deszczowego. Drzewa są ogromne, opatulone kożuchem z mchów a na niektórych usadowiły się (tak jak u nas jemioła) palmy. Różnorodność i egzotyka tych roślin sprawiają,że nie możemy od nich oderwać wzroku a na naszych ustach gości cały czas uśmiech, bo jak tu się ni cieszyć jak jesteśmy w tak pięknym i niesamowitym miejscu.

Wodospad okazał się czystym potokiem spadającym kaskadowo, tworząc zagłębienia – baseny i zjeżdżalnie, a to wszystko w towarzystwie ogromnych drzew i pnących się wysoko bambusów. Piękne miejsce, ale niestety miejscami, za dużo było tam butelek, worków itp. W drodze powrotnej, mieliśmy niezły ubaw, bo po ruchliwej drodze, wszędzie biegały małpy. My cieszyliśmy się jak małe dzieci, widząc małpę na wolności, a dla naszych gospodarzy sami byliśmy dobry powodem do śmiechu.

Przejdźmy do jedzenia – coś wybitnie dziwnego jeszcze nam na talerze nie wpadło, ale :

 

  1. Durian ! – tak jest, durian już został skonsumowany. Durian to kolczasty owoc, a zjada się tylko miąższ wokół jego pestki. I niestety, tyle czytają spodziewaliśmy się bardziej śmierdzącego, ohydnego i niestrawnego owoca. Jedni mówili, że jak śmierdzi jak gówno, inni że nie można wytrzymać nawet chwili siedząc w jego obecności. Z drugiej strony słyszeliśmy opinie, że albo się go kocha, albo nienawidzi. Podobno miał być najsłodszym i najbardziej śmierdzącym owocem jednocześnie. Jaśmince niezbyt smakował, ja za to zjadłem 3 kawałki i w sumie mam niedosyt, bo ani ten nieszczęsny durian nie śmierdział bardziej niż zgniłe, tygodniowe jajko, ani też nie był słodszy od dojrzewającej w promieniach hiszpańskiego słońca pomarańczy.

  Nic tylko -przy najbliższej okazji trzeba będzie zweryfikować jego smak. Co ciekawe dowiedzieliśmy się że woda pita prosto ze skorupy duriana, obniża temperaturę ciała. Taka ludowa malezyjska medycyna.

  1. Deser w China Town– generalnie, to Chińczycy są wszędzie. W każdymDeser składał się z poszatkowanej drobno bryły lodu, to było polane kwiatową i czekoladową polewą-sokiem. „ Owoce” jakie znalazły się wdeserze to kukurydza i czerwona fasola. Po chwili kukurydza i fasola pływały w wodzie o smaku czekolady i kwiatów. Zdecydowanie nie możemy zaliczyć tego do naszych faworytów.

 

Dojazdy, przejazdy cz.1 Częstochowa – Budapeszt

Studencki dojazd do Budapesztu

 

Jedną z opcji ( tą właśnie my wybraliśmy) jest przejazd z Częstochowy do Bratysławy Polskim Busem a następnie wybraliśmy linię Student Agency z Bratysławy do Budapesztu. Podróż łącznie zajęła nam ok 11 godzin. A na warunki panujące w jednej i drugiej linii nie można narzekać. Dostęp do prądu, wifi, klimatyzacja i toaleta to standard. Zaskoczyła nas pod pewnymi względami nowo przez nas poznana linia Student Agency. Więcej na temat Polskiego Busa i Student Agency na stronach  :

 

http://www.studentagency.eu

http:// www.polskibus.com


Inną także tanią opcją dostania się do Budapesztu są połączenia Orangeways. Bus jeździ z Krakowa prosto do Budapesztu. Nam akurat nie pasowały terminy więc niestety( przynajmniej na razie) nie możemy wyrazić naszej opinii.

Dodatkowo z Bratysławy dosyć często kursują także pociągi prosto do Budapesztu ich cena to ok 7€

 

Dla fanów latania a także dla osób, które nie lubią spędzać aż tak dużo czasu w autobusie idealną opcją będzie przelot samolotem. WizzAir posiada swoją bazę w Budapeszcie stąd możemy liczyć na wiele korzystnych połączeń tą właśnie linią.

Dojazd na lotnisko w Budapeszcie

Na lotnisko w Budapeszcie najlepiej dostać się metrem ( linia nr 3) w kierunku Kőbawa -Kipset.

Należy wysiąść na ostatniej stacji i tam wsiąść w autobus 200E

Ostatnim przystankiem autobusu jest Terminal 2. Obecnie terminal 1 jest zamknięty(od maja 2012)ze względu na remont co sprawia,że na terminalu 2 panuje dość duży tłok. Terminal 2b jest dla „tańszych” przewoźników” terminal 2a jest dla większych kompani.

Koszt biletów to 320 Ft za jeden przejazd. Wyjątkiem jest metro na które można kupić tańszy bilet za 260 Ft i przejechać na nim 3 stacje. Bilety ulgowe są tylko na karnety miesięczne.

Po przejściu przez bramki strefy wolnocłowej, mamy mozliwosc pospacerować sobie po dwu piętrowych centrum handlowym. Jets tutaj dostęp to prądu a także darmowe WiFi. Ciekawostką może być, iż w trakcie oczekiwania na lot można skorzystać z usług tajskich masażystek w salonie masażu:)

 

Już niebawem pierwszy kulinarny wpis, od momentu gdy przyjechaliśmy konsumujemy  ciągle :P:P mniam mniam.

Właśnie jesteśmy po śniadanio-obiedzie także i Wam życzymy SMACZNEGO

 

 

 

 

Wyruszyliśmy i plany zmieniliśmy

Jesteśmy już w drodze !

 

Wyruszyliśmy o wczoraj z Częstochowy, a po całym dniu w podróży dojechaliśmy do Budapesztu. Standard autobusów był rewelacyjny, a całą droga minęła nam przyjemnie i komfortowo. Zarówno Polski Bus(odcinek Częstochowa- Bratysława) jak i Student Agency ( z Bratysławy do Budapesztu) to firmy godne polecenia. Dokładniejsze porównanie przedstawimy Wam wkrótce. Kolejny raz jesteśmy zachwyceni Couchsurfingiem, nasz host Andras okazał się przemiłym facetem, a to że nas ugościł pozwoliło nam nie tylko zaoszczędzić pieniądze, ale także zdobyć niezwykle ciekawe informacje o Azji południowo-wschodniej. Andras był tam w tym samym czasie i tak samo długo, tylko że 4 lata temu.

 

Aktualnie jesteśmy na Wyspie Świętej Małgorzaty przy tańczącej w rytm muzyki klasycznej fontannie, zachwycamy się Budapesztem, a jednocześnie nie możemy się już doczekać odlotu. Jak będzie, jaka przywita nas pogoda w Kuala Lumpur! To wszystko nas fascynuje i już niemal nie pozwala nam usiedzieć na miejscu. Nasza przygoda już się zaczęła, a teraz niczym akcja dobrego filmu będzie się rozwijać, zaskakiwać i oby była jak najbardziej nieprzewidywalna.

 

Wiemy że do podróży jesteśmy dobrze przygotowani, Jaśminka zadbała o wszystkie leki i niezliczoną liczbę ciekawych i przydatnych informacji. Może Was to zaskoczy, ale nie mamy ze sobą ręczników, zastąpiliśmy je pieluchami tetrowymi – bo lżejsze i szybciej wysychają. Ja kupiłem kilka przydatnych gadżetów m.in. moskitierę i worek wodoodporny, a dodatkowo i tak dokumenty i inne ważne rzeczy są pakowane w woreczki strunowe . Nasze plecaki są leciutkie jak gdybyśmy wychodzili na uczelnie ( no może gdyby nie te drobne typowo polskie suweniry :P), a to przecież 3 miesiące tułaczki po świecie. Więcej wpisów, aż do 3 października z Europy się nie spodziewajcie.

RUSZAMY PO PRZYGODĘ ! Azjatyckie robaki i inne przysmaki bójcie ! Jesteśmy bardzo głodni i nadciągamy !

Dlaczego zmieniliśmy plany? Ha, żeby było ciekawiej! Decyzja zapadła 3 dni temu, dzisiaj możemy już ją potwierdzić. Odwiedzimy także Laos,  a żeby zaoszczędzić czas podczas drogi powrotnej do Kuala Lumpur wykupiliśmy lot z Vientiane do stolicy Malezji. Dobrze, że istnieje AirAsia:)