Łuk Karpat – z miłości do gór

Rozmowę z Weroniką Łukaszewską i Sławkiem Sanockim przeprowadzili wspólnie Daria Ciurko i Sławek Stepą  ;)

Zdjęcia: Jagoda Lasota

Rozmowa z Weroniką Łukaszewską i Sławkiem Sanockim – prezentacja “Łuk Karpat 2015”

sobota-63sobota-64sobota-65

Sławek Stepa: W swojej prezentacji, napomknęliście jedynie pokrótce gdzie się poznaliście i jak zaczęła się Wasza wspólna przygoda, czy możecie rozwinąć ten temat?

Sławek Sanocki: Poznaliśmy się w schronisku na Przehybie w Beskidzie Sądeckim.

Daria: Czyli poznaliście się na szlaku, prowadząc dwie całkiem niezależne wyprawy?

Weronika: Tak, ja wyciągnęłam w góry wtedy moją siostrę, a Sławek wędrował z kolegą.

Sławek Sanocki: Spotkaliśmy się przypadkiem i okazało się, że mamy wspólny plan – przejście Głównego Szlaku Beskidzkiego (GSB). Weronika narzekała, że nie ma z kim chodzić po górach… więc potem przeszliśmy razem w ciągu półtora roku około 3 tys. kilometrów razem.

Daria: Czy Wasza przygoda z górami zaczęła się już w młodości czy do gór musieliście “dorosnąć”?

Sławek Sanocki: Urodziłem się blisko gór, a Weronika pochodzi z Gniezna.

Weronika: Moja pierwsza poważna górska wycieczka nie należała do udanych – zostałam, brzydko mówiąc “przeciągnięta” przez Tatry. Później przez pewien czas mieszkałam w Krakowie i wtedy zaczęłam jeździć w góry. Od dziecka jeździłam z rodzicami na wycieczki na “łono przyrody” i odnalazłam ten spokój znowu w górach. Będąc w Krakowie udało mi się schodzić te najbliższe – Gorce, Tatry… W pewnym momencie faktycznie pojawił się problem, bo nie miałam z kim jeździć.

Sławek Sanocki: Ja za to mieszkam blisko Beskidu Niskiego. Chcąc czy nie chcąc, już od najmłodszych lat miałem styczność z górami. Na wycieczki szkolne jeździliśmy w Beskid Niski, z biegiem czasu zacząłem organizować wyjazdy na “własną rękę”.

Sławek Stepa: Ile czasu zajęło Wam przygotowanie się do wyprawy?

Weronika: Pięć miesięcy. Po powrocie z GSB zapadła decyzja, że jedziemy na wyprawę i rozpoczęliśmy przygotowania.

Daria: Czy mieliście jakiś ścisły harmonogram przygotowań?

Sławek Sanocki: Raczej nie. Wiadomo – formę budowaliśmy dość systematycznie. Przygotowania typu sprzęt, mapy, określenie dokładnej trasy przejścia nie odbywały się codziennie. Po prostu myśleliśmy o tym i sukcesywnie kompletowaliśmy materiały.

Daria: Czyli nie było narzuconych treningów? Wbiegania na jedenaste piętro w wieżowcu czy chodzenia na siłownię?

Weronika: Owszem, chodziłam na siłownię, ćwiczyłam mięśnie. Dzięki temu uniknęłam zakwasów. Kondycję budowaliśmy już raczej w górach, na szlaku.

Sławek Sanocki: To prawda, kondycję wyrabia się w trakcie. Wiadomo, że na początku jest trudno, szczególnie ciężki plecak daje się we znaki, bo ramiona nie są przyzwyczajone do ciężaru, ale po miesiącu wędrówki nie czuje się już praktycznie obciążenia na plecach, a kondycja jest naprawdę świetna.

Sławek Stepa: Czy podczas wędrówki mieliście jakieś momenty zawahania, kryzysy wewnętrzne?

Weronika: Na pewno duży kryzys i wątpliwości pojawiły się po wypadku Sławka, kiedy utknęliśmy odcięci od cywilizacji, można powiedzieć, że uwięzieni. Sławek miał niesprawną nogę. Wtedy, naprawdę poważnie zastanawialiśmy się “co dalej?”. Sądziłam, że Sławek nie podoła dalszej wędrówce, ale okazał się hardy. Jest bardzo uparty. Myślę, że to za sprawą determinacji w dążeniu do celu nie poddał się wtedy.

Sławek Sanocki: Faktycznie, leżąc w namiocie zadawałem sobie pytanie dlaczego musiało nam się to przytrafić, że dalszy los wyprawy nie jest zależny ode mnie, że warunki dyktują góry. Chciałem bardzo pójść dalej. Byłem zły z powodu sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy, nie mając na nią wpływu.

Weronika: Poza tym, idąc, codziennie zadawaliśmy sobie pytanie “co ja tutaj robię?”, ale szliśmy dalej.

Daria: Wasza wyprawa trwała ponad 100 dni, dokładnie 116. Skąd znaleźliście czas na tak długi wyjazd i oderwanie się od codzienności?

Sławek Sanocki: Wykorzystaliśmy “okienko” – nie mieliśmy wtedy stałej pracy. Zdecydowaliśmy się wyjechać za granicę, żeby odłożyć pieniądze na wyprawę. Wykorzystaliśmy po prostu dobry moment.

Weronika: Ja zakończyłam pracę w Krakowie, byłam zmęczona dużym miastem i rozważałam przeprowadzkę. Najpierw pojechałam na “obiazdówkę” autostopem po Rumunii i wspomniane już GSB, a potem rozpoczęły się przygotowania do naszej wyprawy.

Daria: Czy Karpaty zawsze były gdzieś w Waszych głowach, jako marzenie, cel do realizacji? Czy to była spontaniczna decyzja?

Sławek Sanocki: Tak, jak wspominałem – chodzę po górach od najmłodszych lat. Na początku był Beskid Niski, okoliczne Parki Narodowe, w miarę upływu czasu ten obszar się rozszerzał, jak horyzont. Pojawiło się marzenie, żeby przejść całe Karpaty. Po przejściu GSB przyszła kolej na postawienie sobie kolejnego szczebelka wyżej.

Sławek Stepa: Patrząc z perspektywy czasu, jakich rad udzielilibyście osobom, które chciałyby dokonać tego co Wy? Przejść Waszym szlakiem?

(Najwyraźniej źle usłyszałam/zrozumiałam pytanie)

Weronika: Iść! Nie poddawać się. Wytrwale dążyć do celu.

Daria: Czy macie w górach miejsce, które polecilibyście osobom, np. z Poznania, które nigdy w górach nie były i które podjęły decyzję: “tak, te wakacje spędzamy w Polsce, jedziemy w góry!”?

Sławek Sanocki: Osobiście jestem zakochany w Bieszczadach. Nie są to trudne góry, nie do zdobycia. Wiadomo, polską wizytówką jeśli chodzi o góry są Tatry, ale są to mimo wszystko góry wymagające, nie każdy może im sprostać z marszu. Bieszczady są za to, według mnie, magicznym miejscem. Przynajmniej raz w roku staram się je odwiedzić. Moim faworytem w Bieszczadach są Rawki. Uwielbiam przesiadywać tam, podziwiając widoki – na Brzegi Górne, Połoninę Caryńską, Tarnicę…

Weronika: Na swoim przykładzie mogę potwierdzić, że wybór Tatr na pierwszą wyprawę w góry może nie być najlepszym rozwiązaniem. Też postawiłabym na Bieszczady, choć może poza sezonem. Sama dość późno je odkryłam i okazało się, że szukałam właśnie tego miejsca! Marzyłam o Bieszczadach, nie wiedząc o tym. Są dzikie i piękne. Zachwyciły mnie tak, że się zakochałam.

Sławek Sanocki: W prezentacji skupiliśmy się na różnorodności szlaków górskich w Rumunii, ale w Polsce też mamy bardzo różnorodne góry. Z Poznania, blisko wam np. w Góry Stołowe, które też uwielbiam.

Sławek Stepa: Co najbardziej Was zaszokowało podczas przejścia Łuku Karpat? Coś na co kompletnie nie byliście przygotowani?

Daria: …autostrady dla niedźwiedzi…?

Sławek Sanocki: Właśnie brak niedźwiedzi! Przyszykowaliśmy się na to spotkanie, zakupiliśmy nawet gaz na niedźwiedzie, gwizdek na niedźwiedzie.

Weronika: Przeczytaliśmy, że na terenie Rumunii żyje 6 tysięcy niedźwiedzi. Była to liczba, która zadziałała na naszą wyobraźnię. Za każdym rogiem, drzewem wypatrywaliśmy czyhającego na nas niedźwiedzia.

Sławek Sanocki: Po jakimś czasie stres odpuścił. Nawet przez jakiś czas wędrowaliśmy z wielkim kawałkiem słoniny w plecaku,  biwakując w lesie.

Weronika: Zdarzyło się, że faktycznie coś dużego chodziło wokół naszego namiotu. Pojawił się pies i na początku myśleliśmy, że szczeka na namiot…

Sławek Sanocki: Słyszeliśmy posapywania i stąpanie, ale nie mamy pewności czy to był niedźwiedź, może inna dzika zwierzyna.

Weronika: Wracając do pytania, zaskoczyły nas zamknięte sklepy na Słowacji w małych, wioskach. Kilkakrotnie mieliśmy problem z zaopatrzeniem się w prowiant. Schodziliśmy z gór, a tam – inwentaryzacja w sklepie w środku wakacji (ze dwa razy) albo przerwa obiadowa albo godziny otwarcia do 16:00, a my przybyliśmy tam o 16:10…

Sławek Sanocki: Warto też wspomnieć o wiosce Szeklerów.

Weronika: Ach tak! Weszliśmy do sklepu i próbujemy dogadać się po rumuńsku i jak się okazuje, to nie jest ich ojczysty język. Chociaż byliśmy w centrum Rumunii, wywieszone były flagi węgierskie i mówili w zasadzie tylko po węgiersku… Żyją wyizolowani od rumuńskiej społeczności.

Sławek Stepa: A jakie są Wasze plany na dalsze ekspedycje?

Sławek Sanocki: Plany są. W dalszym ciągu góry, ale na razie jest to etap pomysłów, już niedługo zdradzimy więcej szczegółów.

Daria: Ostatnie pytanie, jak oceniacie tegoroczną organizację festiwalu? Czy coś byście zmienili? Co Wam się podobało?

Sławek Sanocki: Festiwal jest zorganizowany naprawdę rewelacyjnie, podejście jest bardzo profesjonalne. Osobiście, festiwalem jesteśmy zauroczeni. Na pewno będzie nam miło jeszcze tu wrócić.

Sławek Stepa: Dziękujemy Wam serdecznie za tę rozmowę.

Przeczytaj pozostałe wywiady z prelegentami V Festiwalu Podróżniczego Śladami Marzeń:

Celem podróży jest sama podróż

Łuk Karpat – z miłości do gór

Maroko – od Potopu do Jebel Toubkal

Podróż do źródeł rzeki której nie ma

Jak To Daleko, czyli rozmowa z Tomaszem Jakimiukiem

0 komentarzy:

Dodaj komentarz

Chcesz się przyłączyć do dyskusji?
Feel free to contribute!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *