Podróż do źródeł rzeki której nie ma

 Radzym Jankiewicz rozmawia ze Szczepanem Ligęzą

Zdjęcia: Jagoda Lasota

Podróż do źródeł rzeki której nie ma

niedziela-139

Jaka była twoja pierwsza wyprawa?

Moja pasja do podróżowania rozpoczęła się mniej więcej w roku 2011 od przypadkowego spotkania kolegi z czasów studiów. Swego czasu studiowaliśmy razem w Krakowie, a tu nagle nie stąd ni zowąd Piotrek zniknął. Pojawiła się plotka, że wyjechał na Alaskę. Pierwsze co pomyślałem: “Przecież jest sesja, jak on później zda te wszystkie egzaminy?”. A on wziął się spakował i po prostu pojechał. Minęło trochę czasu. Spaceruję po Krakowie, patrzę, a chodnikiem idzie właśnie on! Nie mogłem uwierzyć. Podszedłem i od razu wypytałem o tamtą sytuację. Wówczas usłyszałem od niego o wyjeździe na Alaskę i pracy w przetwórni ryb. Ciężka praca ale za zarobione na miejscu pieniądze będę mógł wyruszyć w podróż życia. Wróciłem do Warszawy i właściwie z dnia na dzień rzuciłem nie jedną a dwie prace, wypełniłem i wysłałem wszystkie dokumenty potrzebne na wyjazd w ramach programu Work and Travel i mniej więcej miesiąc później byłem już na Alasce. A  tam ciężka praca, a później podróże. Kilka miesięcy w drodze! Wydałem wszystko co zarobiłem i wróciłem do Polski jako zupełnie inna osoba.

Jak wyglądał twój bagaż na tą podróż?

Na tą podróż i inne używam zwykłego plecaka, który spokojnie klasyfikuje się jako bagaż podręczny w tanich liniach lotniczych. Do środka wkładam namiot, który zajmuje pół plecaka, są ubrania ułożone warstwowo w odpowiedni sposób. Ubrań biorę tyle by wystarczyło mi na siedem dni. To daje mi komfort. Zazwyczaj podróż planuję tak, by po tygodniu dotrzeć na miejsce, w którym będę mógł coś uprać. Jeśli chodzi o kosmetyczkę to zabieram z sobą: szampon, pastę do zębów i dezodorant. I jeszcze doczepiam do plecaka mały śpiwór. Tak wygląda mój zestaw podróżniczy. Mniej więcej 10 kg.

Skąd wziął się pomysł na wyprawę do Azji?

Wszystko zaczęło się od nazwy. Co ciekawe w tym wypadku moja podróż nie zaczynała się od wyboru kierunku – wówczas jeszcze nie byłem zainteresowany Azją centralną. Jako dziecko widziałem co prawda na zdjęciach rdzewiejące statki na pustyni, słyszałem o problemie wysychającego  jeziora Aralskiego ale to było dawno. Od pewnego czasu jeżdżę na rozmaite festiwale podróżnicze i w głowie zaczęły pojawiać się różne ciekawe inspiracje. Słuchałem jak opowiadano, że człowiek wybiera się na taką czy inną wyprawę i czegoś szuka. To mnie skłoniło do tego, aby przestać podróżować bez celu, z punktu A do punktu B, Chin czy Mongolii i pokazaniu później kilku slajdów. Nie zrozum mnie źle, to jest też fajne – super, że młodzi ludzie tak podróżują, poznają świat i innych ludzi, na różnych etapach otwierają się na świat, a świat na nich. To jest fantastyczne. Jednak, gdy człowiek zobaczy wystarczająco dużo takich “pocztówek”, zaczyna myśleć, że nie o to w tym wszystkim chodzi. Odznaczę kolejny punkt na mapie – pojadę do Tadż Mahal bo nie widziałem jeszcze Tadż Mahal. To nie jest sens podróży z mojego punktu widzenia. Oczywiście każdy podchodzi do tej kwestii indywidualnie. Ja zacząłem więc szukać tematów, a poprzez różne tematy – siebie. Wydaje mi się, że dzięki podróżom oprócz świata zewnętrznego odkrywamy również ten świat wewnętrzny, schowany głęboko w nas. Przesuwamy nasze granice, a podróże pokazują nam jak daleko możemy się posunąć w danych momentach, w danych sytuacjach. Non stop się sprawdzamy na każdym etapie podróży. I właśnie po to wyruszyłem do Azji. “Podróż do źródeł rzeki, której nie ma” była połączeniem tej inspiracji, chęci poszukiwania czegoś więcej. I tak się zaczęło: A może przejść rzekę, której nie ma? A jaka jest rzeka której nie ma? Hmm w sumie jest jezioro Aralskie, które zanika i do którego wpada jakaś tam rzeka. Ale czy aby na pewno wciąż dociera do jego brzegów? Jeśli nie, to w jakim stopniu ta rzeka jest już wyschnięta? Może warto zobaczyć jak dużo jej już nie ma? Co się dzieje w tym rejonie? W sumie to nigdy tam nie byłem. A co z ludźmi na miejscu? Co ze środowiskiem? Otoczeniem? Te pytania były impulsem do podróży. Stwierdziłem, że muszę pojechać. Byłem wówczas na doktoracie, pieniędzy za bardzo nie miałem, tylko trochę oszczędności na koncie, to było dość ryzykowne. Ale stwierdziłem, że nie usiedzę w Warszawie, ten doktorat do niczego mnie nie prowadzi i znów właściwie z dnia na dzień po prostu ruszyłem w podróż. Wizy wyrabiałem po drodze. W między czasie przygotowałem projekt na Polak potrafi z informacją, że ruszyłem w podróż i fajnie by było, gdyby ktoś zechciał mnie wesprzeć w zamian za pocztówki, listy, historie, zdjęcia. Okazało się, że zebrała się grupa ludzi, która stwierdziła, że jest to ciekawy projekt, z którym warto ruszyć i go wspomóc. I udało się. Uzbierałem ok. 5 tysięcy złotych, które pozwoliły mi dokończyć tą trzy miesięczną podróż i dojść do źródeł rzeki której nie ma.

Wybierając się na taką wyprawę trzeba wykazać się dużą odwagą?

Odwaga jest potrzebna. Ale wydaje mi się, że nie w samej podróży tylko, żeby wykonać ten pierwszy krok, ruszyć przed siebie, żeby zacząć, żeby robić to co siedzi głęboko w nas, jakieś pragnienia, jakaś chęć spełnienia marzeń, o których marzyliśmy będąc jeszcze dziećmi. To jest tak naprawdę trudne. Zerwanie z  otaczającą nas rzeczywistością. Pojawiają się przecież pytania: Co się stanie jak rzucimy pracę? Co będzie następnego dnia? Czy znajdziemy później nową pracę, czy też nie? A może coś się stanie po drodze, a my nie będziemy mieli odpowiedniego ubezpieczenia, itd.  Myślę, że tutaj jest ten krytyczny moment, ten guzik, który trzeba nacisnąć. To właśnie wtedy potrzebna jest odwaga. Odwaga na podjęcie decyzji. W samej podróży liczy się raczej rozwaga, a nie odwaga – tzn. żeby rozważnie podejmować decyzje o tym czy skręcimy w prawo czy w lewo, czy porozmawiamy z daną osobą czy też nie, czy przyjmiemy zaproszenie do czyjegoś domu, czy to będzie bezpieczne itd. Wymaga to w moim odczuciu raczej myślenia, przeanalizowania danej sytuacji, słuchania wewnętrznej intuicji niż samej odwagi. Odwaga jest potrzebna na początku, aby zacząć, ruszyć przed siebie. A potem to już po prostu idzie.

Jaka była najbardziej sympatyczna, wzruszająca chwila, która Cię spotkała?

Jest ich cała masa. Chyba najbardziej zapamiętuje się sytuacje, które są najbardziej absurdalne, takie, których kompletnie się nie spodziewamy. To są te momenty, gdy wsiadasz do taksówki, a tam owca w bagażniku. Wchodzisz na górę, wkoło totalne pustkowia, a tam panna młoda siedzi na ośle. Jesteś w Iranie w miejscowości Mashhad, w świętym mieście szyitów, a nocujesz u mężczyzny, który okazuje się być irańskim ateistą i wyśmiewa się z tych wszystkich zasad. Te kontrasty, te sytuacje których w ogóle się nie spodziewamy nadają takiego smaczku i największej frajdy z tego, że jest się w podróży. To właśnie jest super i to zapamiętujemy najbardziej.

Jak na twój pomysł zareagowała rodzina?

Rodzice są już chyba trochę przyzwyczajeni do moich podróży. Włóczę się nieprzerwanie od 2011 roku więc chyba nie mają innego wyjścia, chociaż wciąż słyszę od nich: “Kiedy się wreszcie ustatkujesz?”. Póki co nie odpowiadam na to pytanie, po prostu przyjeżdżam i wyjeżdżam. Czasem jestem, czasem mnie nie ma.

A jakie były twoje najtrudniejsze momenty w podróży?

Wydaje mi się, że często najtrudniejszymi momentami są nasze kryzysy wewnętrzne. Każdy chyba czegoś szuka w podróży – jedni szukają sławy, inni spełniają marzenia, a jeszcze inni czerpią radość z samego podróżowania i z tego, że są w ciągłej drodze. Część jedzie, żeby zrobić reportaż, kogoś poznać. Powodów jest cała masa tak jak i rozmaitych kryzysów, które mogą nadejść. W pewnym momencie człowiek zastanawia się czy to wszystko ma sens? Dokąd mnie ta droga prowadzi? Po co w ogóle to robię? I takich myśli jest naprawdę dużo, zwłaszcza jeżeli człowiek podróżuje sam. Co ciekawe, podróżując samotnie jest się bardziej otwartym na innych, w końcu człowiek jest zwierzęciem stadnym i ciągle szuka kontaktu z innymi osobami. Osobiście lubię podróżować samotnie, bo poznaję wówczas masę niesamowitych ludzi na swej drodze ale to nie oznacza, że nie lubię podróżować w inny sposób. Kiedyś podróżowałem razem z dziewczyną ale kilka lat temu się rozstaliśmy. Nie wiedziałem wówczas co z sobą zrobić. Postanowiłem  pojechać najdalej jak to tylko możliwie. Chciałem uciec. Od wspomnień, miejsc, rzeczy które mi o niej przypominały. I nagle, zupełnie niespodziewanie pojawiła się opcja Alaski. Wszystko zaczęło układać się w jakąś całość. Ucieczka, odosobnienie, ciężka praca, odkrywanie świata, chęć zrozumienia siebie, realizacja marzeń czy poznania nowych ludzi i miejsc. Wszystko na raz. To był ten kryzysowy moment, który na zawsze zmienił moje życie. Od niego się to wszystko zaczęło i wciąż trwa. I nie jest tak, że podróże są lekarstwem na wszystkie problemy. Podróżuję od 2011 roku, jeżdżę sam, poznaję nowych ludzi ale ci szybko odchodzą, zmieniają się miejsca. Zastanawiam się wówczas czy kiedykolwiek znajdę nowy kąt dla siebie i “tą” drugą osobę na swojej drodze, czy  ścieżka, którą się wybrało jest tą właściwą – ale na to pytanie nie ma  odpowiedzi. A przecież w podróżach nie chodzi wyłącznie o przeżywanie niezwykłych chwil. Wyobraźcie sobie, że jesteście w górach, a wkoło Was niesamowite, zapierające dech w piersiach widoki i nie macie nikogo z kim moglibyście się tymi widokami podzielić. Tą chwilą, tymi emocjami. Wydaje mi się, że człowiek pragnie dzielić się swoim szczęściem z innymi. Może właśnie dlatego zacząłem filmować, robić zdjęcia i jeździć po festiwalach. Dzięki temu mogę się dzielić swoimi emocjami, doświadczeniami, opowieścią i przede wszystkim czasem. W życiu nie ma nic cenniejszego od czasu, który jest nam dany. Czas jest tylko jeden i drugiego mieć już nie będziemy. Dlatego warto w pełni go wykorzystywać. Każdą jedną chwilę. Jak sobie pomyślę, że zupełnie nieznajome osoby postanowiły przyjść i posłuchać mojej opowieści to czuję niesamowitą radość i szczęście. Ktoś zupełnie mi obcy staje się nagle bliski. Ta siedząca na wprost osoba postanowiła ofiarować mi coś najcenniejszego co posiada – swój czas. Wiecie jak to motywuje do działania? Może właśnie dlatego jeżdżę na festiwale i może właśnie dlatego festiwale podróżnicze są i z każdym kolejnym rokiem stają się jeszcze bardziej popularne. Dzielenie się czasem, emocjami, szczęściem. To jest niesamowite.

Sposób komunikacji podczas podróży?

Na migi wystarczy. Naprawdę nie wiele potrzeba. Czasem zwykły rysunek, bądź uśmiech. Wszystkiego można się nauczyć. Potrzeba tylko chęci porozumienia się.

Jaki jest następny kierunek?

Pomysłów jest wiele, tylko czasu brakuje. Takim marzeniem jest niewątpliwie przejechanie rowerem z Alaski do Argentyny. Jest też Wielki Szlak Kanadyjski, który jest nowym szlakiem, właściwie to dopiero powstaje. To są te większe projekty, które chciałbym kiedyś zrealizować. Wymagają one jednak ode mnie trudnych decyzji życiowych ale nikt nie mówił, że będzie łatwo. Obecnie myślę o przeprowadzce do Stanów Zjednoczonych ale zobaczymy jak to się wszystko ułoży. Jestem pewien, że życie jeszcze nie jeden raz mnie zaskoczy i namiesza tu i tam ale czy właśnie to nie jest piękne?

Szczepan Ligęza

Szczepan ‚Pepe’ Ligęza. Absolwent Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. Umysł ścisły o duszy humanisty. Nominowany do nagrody KOLOSY w 2013r. Trochę podróżuje, trochę fotografuje, trochę pisze, dużo obserwuje. Raczej skromna jednostka, która woli słuchać co inni mają ciekawego do powiedzenia niż samemu mówić od rzeczy. Kieruje się mottem: „Życie jest piękne tylko trzeba umieć to dostrzec” www.szczepanligeza.pl

sobota-16

sobota-15

Przeczytaj pozostałe wywiady z prelegentami V Festiwalu Podróżniczego Śladami Marzeń:

Celem podróży jest sama podróż

Łuk Karpat – z miłości do gór

Maroko – od Potopu do Jebel Toubkal

Jak To Daleko, czyli rozmowa z Tomaszem Jakimiukiem

0 komentarzy:

Dodaj komentarz

Chcesz się przyłączyć do dyskusji?
Feel free to contribute!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *