Pierwsze azjatyckie smaki i wrażenia

Kuala Lumpur – ogromna ilość świateł, drapaczy chmur, samochodów, a wszystko otoczone tropikalną roślinnością.

Czujemy się jak w innym wymiarze, nie mogę oderwać oczu od szyb samochodu. Mieszanka kulturowa miejsc i ludzi. Nasz Host okazał się niezwykle miłą i cierpliwą dla nas osobą. Spędziliśmy u niego 2 noce. Starał się rozwiązywać wszelkie nasze wątpliwości dotyczące kraju, kultury historii. Tak samo my opowiadaliśmy Iqmalowi i Natali najróżniejsze ciekawostki na temat naszego kraju.

Nasz pierwszy wieczór spędziliśmy w chińskiej restauracji. Nasz znajomy pozamawiał wszelkiego rodzaju specjały. Jednym z nich była zasmażane platstry dyni, obtoczone w cieście, smażone na głębokim tłuszczu i posypane ugotowanym startym i podsmażonym żółtkiem.

Inną nowością dla nas były noodle ( taki grubszy makaron) w gęstym sosie sojowym,a najsmaczniejsza zdecydowanie sepia smażona w panierce. Pewnie dlatego że to tak dobrze znany na hiszpański smak. Twin Towers widzieliśmy przez chwilę z okien samochodu, tak się złożyło że mieliśmy prywatną, nocną objazdówkę po KL.

Rano Iqmail podjął decyzje , że nie idzie do pracy, żeby z nami spędzić dzień. Niesamowicie nas to ucieszyło , tym bardziej, że w planach mieliśmy wyjazd poza miasto.

Zjedliśmy typowe malezyjskie śniadanko gotowany ryż na liściu banana, a do tego były trzy rodzaje mięsa w różnych sosach. Zazwyczaj je się tylko potrawy w sosie chili, dla Jaśminki jednak Iqmel wybrał mniej pikane przysmaki

Zieleń która nas otacza jest niesamowita. Zatrzymujemy się w małym miasteczku, tutaj Igmal udaje się na piątkową modlitwę w meczecie. Modlitwa trwa od 13-14 . Codziennie w czasie pracy jest godzinna przerwa na lunch. W piątki ta przerwa jest dwu godzinna właśnie ze względu na modły. Jest to dość istotna informacja dla turystów bo w piątki wiele instytucji i atrakcji turystycznych ma inne godziny pracy niż od poniedziałku do piątku.

Podążamy dalej wiejskimi drogami , chociaż żadna droga krajowa w Polsce by się takich nie powstydziła. Docieramy na wodospad Sungai Bagabi. Tutaj czeka nas wspinaczka w górę po schodkach, wśród lasu deszczowego. Drzewa są ogromne, opatulone kożuchem z mchów a na niektórych usadowiły się (tak jak u nas jemioła) palmy. Różnorodność i egzotyka tych roślin sprawiają,że nie możemy od nich oderwać wzroku a na naszych ustach gości cały czas uśmiech, bo jak tu się ni cieszyć jak jesteśmy w tak pięknym i niesamowitym miejscu.

Wodospad okazał się czystym potokiem spadającym kaskadowo, tworząc zagłębienia – baseny i zjeżdżalnie, a to wszystko w towarzystwie ogromnych drzew i pnących się wysoko bambusów. Piękne miejsce, ale niestety miejscami, za dużo było tam butelek, worków itp. W drodze powrotnej, mieliśmy niezły ubaw, bo po ruchliwej drodze, wszędzie biegały małpy. My cieszyliśmy się jak małe dzieci, widząc małpę na wolności, a dla naszych gospodarzy sami byliśmy dobry powodem do śmiechu.

Przejdźmy do jedzenia – coś wybitnie dziwnego jeszcze nam na talerze nie wpadło, ale :

 

  1. Durian ! – tak jest, durian już został skonsumowany. Durian to kolczasty owoc, a zjada się tylko miąższ wokół jego pestki. I niestety, tyle czytają spodziewaliśmy się bardziej śmierdzącego, ohydnego i niestrawnego owoca. Jedni mówili, że jak śmierdzi jak gówno, inni że nie można wytrzymać nawet chwili siedząc w jego obecności. Z drugiej strony słyszeliśmy opinie, że albo się go kocha, albo nienawidzi. Podobno miał być najsłodszym i najbardziej śmierdzącym owocem jednocześnie. Jaśmince niezbyt smakował, ja za to zjadłem 3 kawałki i w sumie mam niedosyt, bo ani ten nieszczęsny durian nie śmierdział bardziej niż zgniłe, tygodniowe jajko, ani też nie był słodszy od dojrzewającej w promieniach hiszpańskiego słońca pomarańczy.

  Nic tylko -przy najbliższej okazji trzeba będzie zweryfikować jego smak. Co ciekawe dowiedzieliśmy się że woda pita prosto ze skorupy duriana, obniża temperaturę ciała. Taka ludowa malezyjska medycyna.

  1. Deser w China Town– generalnie, to Chińczycy są wszędzie. W każdymDeser składał się z poszatkowanej drobno bryły lodu, to było polane kwiatową i czekoladową polewą-sokiem. „ Owoce” jakie znalazły się wdeserze to kukurydza i czerwona fasola. Po chwili kukurydza i fasola pływały w wodzie o smaku czekolady i kwiatów. Zdecydowanie nie możemy zaliczyć tego do naszych faworytów.

 

1 komentuj
  1. Adrian
    Adrian says:

    Witam,
    Byliśmy z kolegą na podobnej wyprawie aczkolwiek 3 razy krótszej:) Z przyjemnością będę śledził Waszą podróż:) Jeśłi macie jakieś pytanie dot. Tajlandi, Malezji, Singapuru itp to piszcie śmiało:)
    Polecam nasza strone na facebooku gdzie prowadzilismy relacje z podrozy https://www.facebook.com/Worldrip
    Zapraszam na wspolne gotowanie do Warszawy po powrocie:)
    Pozdrawiam,
    Adrian

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Chcesz się przyłączyć do dyskusji?
Feel free to contribute!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *