Azjatyckie problemy ….
Dotarliśmy tutaj autobusem prosto z Phnom Penh. Podróżowania w Kambodży to niesamowite widoki , a folklor jaki można dostrzec w przydrożnych wioskach szokuje i zaskakuje, a czssem nie możemy uwierzyć w to co widzimy. Czasem po prostu wybuchamy śmiechem, bo są to rzeczy które nam się nie mieszczą w głowie. Jak np. został tutaj opatentowany sposób przewożenia 4 dość dużych świń( żywych) na skuterze , lub kilkunastu kur ( również żywych ) przywiązanych głowami w dół do drewnianego drążka.
Dojechaliśmy do Sihanouk Ville gdzie zakwaterowaliśmy się w przyjemnym guesthousie – Utopia gdzie znów za łóżko płaciliśmy tylko 1 $. Oczywiście po takiej podróży trzeba coś zjeść. Na ulicy okazuje się,że stoi mnóstwo osób które rozdają ulotki, z którymi w danym barze rozdają darmowe drinki. Tym sposobem po jednym przejściu mamy ok 20 ulotek do wykorzystania w kilku barach. Żyć nie umierać, tym bardziej, że happy hour zaczynało się w każdym barze o innej godzinie.Czasu na zmianę pozycji było zatem wystarczająco.
Ułamek sekundy i aparat przepadł ….
Jak to zazwyczaj bywa, ciąg pięknych , przyjemnych i radosnych wydarzeń jest przerywanych mało sympatyczną sytuacją. Tak było i w naszym przypadku. Mimo że nasłuchaliśmy się wielu opowieści o kradzieżach, o tym jak trzeba uważać to i nam się to przytrafiło. O niemal identycznej sytuacji czytaliśmy w książce Byle Dalej – w 888dni dookoła świata. Plan działania ten sam, z tym że akcja działa się w Phnom Penh
Wracaliśmy o zmroku z targu, szliśmy chodnikiem, przez ramię miałam przewieszony aparat który sobie swobodnie wisiał. Nagle Tomek został dwa kroki za mną i w tym momencie zaatakowali. Dwóch chłopaków na skuterze podjechało i dosłownie wyrwali mi aparat. To były ułamki sekundy. Nic nie byłam w stanie zrobić. Tomek pobiegł za nimi, ale nie było szans, aby ich dogonić. Pomóc próbowali jeszcze 2 chłopcy na motorze, ale nie znaleźli rabusiów.
Pojechaliśmy na policje, aby zgłosić zdarzenie,a policjanci siedzieli przy stoliku, sączyli piwko i powiedzieli, że mamy przyjść następnego dnia rano !
Kolejny dzień, kolejne rozczarowanie.
Poprzedniego dnia wykupiliśmy wycieczkę na łodzi na trzy wyspy ze snorkelingiem i łowieniem ryb, z opieką anglojęzycznego przewodnika. Wszystko zapowiadało się rewelacyjnie, fajnie opisane, konkretne informacje. Do czasu…
Na łodzi miało być 18 osób – płynęło 26.
Na pierwszym przystanku przy wyspie powiedziano nam, że teraz jest czas na snorkeling. Na 22 uczestników ( reszta to była załoga) była tylko jedna sprawna maska, o płetwach można było tylko pomarzyć. Reszta sprzętu to były tylko maski bez pasków i rurek. Jaśminka się bardzo zdenerwowała i powiedziała Panu co o tym myśli. Pan tylko wzruszył ramionami, uśmiechnął się i powiedział, że to nie jego wina.
Kolejnym punktem był przystanek na wyspie na grilla. Tutaj nie mamy nic do zarzucenia. Ładna plaża pełna muszelek , brak jakichkolwiek naciągaczy, a jedzenie też całkiem dobre. Pomijając fakt, że wiele osób miało obiecaną rybę, której finalnie był tylko jeden kawałek. Podczas posiłku nasz „przewodnik” wypił taką ilość alkoholu, że sam przyznał, że jest pijany. Po obiedzie był czas na kąpiel po drugiej stronie wyspy na wielkich falach. Na całe szczęście mieliśmy bardzo fajne towarzystwo więc napięcie jakoś się rozładowywało w kilku żartach. W międzyczasie nasz „przewodnik”, który nas tu przyprowadził stwierdził, że on nie jest naszym przewodnikiem i nie wie kiedy mamy wrócić na łódkę i on nie jest za nic odpowiedzialny ( to była jedyna osoba z załogi, która umiała chociaż kilka słów po angielsku). Po pewnym czasie wróciliśmy na łódź, nasz pseudo przewodnik został na wyspie(?). W drodze powrotnej zaczęło strasznie mocno padać, a wiatr sprawiał, że fale stawały się coraz większe i tak bujało, że czuliśmy się jak na łodzi wikingów. Wszyscy byli przemoczeni do suchej nitki, bo dodatkowo nasza załoga zwinęła foliowy dach, który ma chronić przed słońcem i deszczem. Na pytanie czemu nie mogą rozwinąć dachu powiedzieli, że za mocno wieje(?).- Jednak łódka obok ma rozwinięty dach? – no dobrze, dobrze już rozwijamy. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się po raz kolejny przy tej samej wyspie co w pierwszą stronę i powiedzieli nam, że możemy sobie popływać. W wodzie było dużo cieplej niż na zewnątrz więc cała grupa zdecydowała się na kąpiel. Pomijam fakt, że mieliśmy zobaczyć 3 wyspy, a widzieliśmy tylko jedną, a drugą z wody. Nie było kompletnego sprzętu do snorkelingu, a sprzętu do wędkowania nie widzieliśmy na oczy. Na całe szczęście mieliśmy bardzo fajnych towarzyszy podróży, bardzo ciekawe osoby, które dużo podróżują, także było wiele wspólnych tematów do rozmów. Także Have fun in Cambodia!
Reklamacji nie uwzględnia się
Niestety trafili na nieodpowiednie osoby, które mają świadomość tego, czego mogą oczekiwać. Jednak nasze „ europejskie” przyzwyczajenia, reklamacje i skargi nie znajdują odpowiednika w kambodżańskich realiach. Tutaj zawsze pracownik ma racje albo po prostu, to nie jest jego wina.
Właściciel z którym kontaktowaliśmy się telefonicznie powiedział,że jak przyprowadzimy całą grupę(22 osoby) to zwróci wszystkim pieniądze.
Jak będziecie tutaj szukać wycieczki to na pewno nie jedźcie z biura Mr. Yeat.
Może popracujemy ?
Dopiero teraz odkryliśmy pewną opcję, o której wcześniej nie mieliśmy pojęcia, a okazało się że istnieje ona w prawie wszystkich miejscach turystycznych. W wielu barach czy guesthousach mi. W Sihanouk Ville potrzebują anglojęzycznej obsługi. Także jeśli ktoś mówi chociaż trochę po angielsku to nie ma problemu żeby się załapać. W większości miejsc funkcjonuje to na zasadzie pracujesz, a w zamian dostajesz zakwaterowanie , jedzenie, napoje przez cały dzień, a wieczorem kilka drinków. W miejscach w których się pytaliśmy o taką pracę to w większości chodziło o rozdawanie ulotek uprawniających do darmowych drinków, zapraszanie na imprezę, nalewanie darmowych drinków i rozkręcanie zabawy. Generalnie dla osób, które lubią imprezować i chcą pobyć trochę w jednym miejscu jest to idealna opcja. Spotkaliśmy osoby, które w w ten sposób spędziły ostatnie 2 miesiące. Też się przez chwile zastanawialiśmy, jednak pobyt w tym mieście nas zniechęcił do dalszego spędzania czasu tutaj więc stwierdziliśmy, że jedziemy dalej.
Podsumowując zdjęć prawie nie mamy z tego miejsca, bo zrabowali nam aparat i to najgorsze dwa dni naszej podróży. Wicie jak jest – trzeba bach bach o do przodu[Labi].
Dodaj komentarz
Chcesz się przyłączyć do dyskusji?Feel free to contribute!