Długa droga do celu

Rozpoczęła się nasza długa i jak zakładaliśmy wyczerpująca podróż. Tym razem wyruszyliśmy z Konina, a naszym pierwszym przewoźnikiem był PKP – tutaj podróż bez niespodzianek i żadnych zaskoczeń. W trakcie drogi na lotnisko towarzyszyło nam bardzo dużo myśli. Zastanawialiśmy się jak będzie na pokładzie Emirates, bo to przecież jedna z najlepszych linii lotniczych świata. Po długich i intensywnych rozmyślaniach doszliśmy do wniosku, że klasa ekonomiczna nie może się zbytnio różnić w poszczególnych liniach( no chyba, że porównamy je z Rayanairem lub Wizzerem) Okazało się jednak, że klasa ekonomiczna to nie zawsze to samo. Odprawa poszła nam bez kłopotu. Nasze bagaże ważyły po 7,5kg co można uznać za niezły wyniki dlatego też  jesteśmy z niego dumni: ) Przed przejściem przez kontrolę osobistą przeżyliśmy jednak pierwsze małe rozczarowanie. Z racji zapasu czasu na stoisku Emiratres zaczęliśmy wypytywać o możliwe udogodnienia  w Dubaju ( czekaliśmy tam 12 godzi na na kolejny lot do Hong Kongu). Wtedy dowiedzieliśmy się, iż przy tak długim czasie oczekiwania przysługuje nam darmowy hotel w Dubaju, który wiąże się z wydaniem także darmowej wizy na 24 godziny wartej 80 dirhamów ( około 20 euro). Niestety cały kruczek polegał na tym, że  hotel należy zarezerwować minimum 24 godziny przed odlotem. Przepadło i już nawet na miejscu nic się nie dało z tym zrobić. Przyszło nam zatem spać na lotnisku na bardzo niewygodnych i niedostosowanych do naszego wzrostu leżakach. Ta noc była ciężka i długa! Trochę ponad 5-godzinny lot do Dubaj to już czysta przyjemność. Piękne stawardessy, o krwisto czerwonych ustach i idealnie dopasowanych, niezwykle eleganckich strojach serwowały wszelakie możliwe małe i duże przyjemności na pokładzie.  Co warto zaznaczyć – obsługa samolotu mówiła w 16 różnych językach!

 UWAGA!   Jeżeli ktoś z Was leci Emirates w najbliższym czasie to promocja nocleg i wizę trwa do 6 maja.

Dubaj Duty Free

Strefę odlotów w Dubaju z racji tego, iż czasu mieliśmy sporo, zwiedziliśmy dokładnie. Robiąc zakupy w Duty Free, można między innymi wygrać luksusowe samochody i sporo gotówki. Fajna alternatywa. Oprócz dogłębnej analizy sklepów i kawiarni udaliśmy się do restauracji, w której przysługiwał nam darmowy obiad ( dla wszystkich, którzy przylatują do Dubaju i oczekują minimum 4 godziny na lotnisku). Mając do wyboru Mc’donalda oraz kilka innych barów, zdecydowaliśmy się na restaurację z bufetem w formie szwedzkiego  stołu. Najedliśmy się zatem do  syta, a czas oczekiwania był znacznie przyjemniejszy. Fajnym udogodnieniem są także ogólnie dostępne prysznice, interaktywne mapy wskazujące czas dojścia do konkretnego miejsca no i mimo wszystko te „leżakowate krzesła”, które powinny umilić każdą noc na lotnisku.

Noclegownia w Dubaju

Biba w Hong Kong International Airport

Po 7-io godzinnym locie do Hong Kongu, mieliśmy w planach przejazd do miasta, aby trochę odpocząć i przenocować w hostelu. Kolejne 12-godzin na lotnisku w perspektywie kolejnych 2 dni drogi nie do końca nas przekonywało. Stało się jednak inaczej. Zagadaliśmy ( po angielsku) do przechodzącej obok dziewczyny, a ona do nas, widząc koszulkę -> Śladami Marzeń ? ? To Wy z Polski ? No i tak oto Aneta, podróżniczka z Warszawy stała się naszym współtowarzyszem drogi. Po krótkiej, ale owocnej rozmowie okazało się, że podobnie jak my leci na Filipiny, co więcej, lot do Clark ma o tej samej godzinie tylko inną linią. Gdyby tego było mało, zaledwie 8 godzin przed nami udaje się na Palawan.  Rozumiecie to? Spotykacie przypadkową osobą, a Wasze plany w tak dużym procencie się pokrywają. Skończyło się to wszystko małą imprezką na  lotniskowym terminalu. Do naszej ekipy dołączyły jeszcze lokalne bronksy i Jacek D – towarzysz podróży Anety. Jak nam powiedziała, nigdy nie podróżuje sama, zawsze z Jackiem.  Była to jedna z weselszych nocy na lotnisku jaką przeżyliśmy.

biba w Hong Kongu

Filipiny witajcie !

Powiedzcie – czy nie można się zakochać w kraju, kiedy słyszy się takie słowa :

„ Life style : We are country of smile. But there are some things we take very serious. That’s eating, shopping, partying and eating again”

Na początku, wiadomo – duże miasto, ciągłe przejazdy a na dodatek Filipiny przywitały nas chmurami, przelotnym deszczem i wysoką temperaturą. Ponad 30 stopni!  Wylądowaliśmy w Clark – lotnisku gdzie oprócz stoiska firmowego Air Asia, gdzie można zamówić aromatyczną kawę, nie było nic oprócz kilku baraków na samoloty i szeregu jeepenyów. O tych samochodach które są  symbolem filipińskiej kultury i najbardziej popularnym środkiem  transportu będziemy pisać pewnie jeszcze nie raz. Poczekaliśmy kilkanaście minut na Anetę i ruszyliśmy do Manili. Oczywiście wybraliśmy drogę lekko kombinowaną, ale zdecydowanie tańszą. Jeepneyem dostaliśmy się na stację autobusową, a stamtąd publicznym busem do Manili. Największego miasta w jakim do tej pory byliśmy. Zamiast 450 peso ta trasa kosztowała nas 164 peso:) [100 peso = 7,8zł] Manila to ponad 11 milionowy moloch, przez który przejeżdżaliśmy na stację Pasay ( musieliśmy pokonać prawie całe miasto)  ponad 2 godziny. Kolejny lot mieliśmy dopiero rano, dlatego zdecydowaliśmy się  przenocować w pobliżu lotniska. Pasay to dzielnica położona 15 minut drogi taksówką od Terminala 4 lotniska w Manili.

Gdzie my jesteśmy?

Gdy szukaliśmy hostelu w Pasay, naszą uwagę przykuło że każdy oferuje pokój na godzinny. Na początku tłumaczyliśmy sobie to faktem, ze w pobliżu jest lotnisko. No tak, strudzony wędrowiec przyjeżdża do Manili, ma 3 godziny wolnego i wynajmuje pokój. Coś nie hallo? Wszystkie wątpliwości zostały rozwiane w momencie, gdy wybierając nocą promocję – czyli hotel od 18:00 na 12 godzin. Poproszono nas, abyśmy poczekali 20 minut w „restauracji”. Okazał się ona, poczekalnią. Zwykłą burdelową poczekalnią. W środku dwie, skąpo ubrane Panie i jeden Pan. Obsługa zapewniła nas, że dostaniemy ładny pokój.No i mieli rację, ale dopiero jak się położyliśmy dostrzegliśmy, że dla wzmocnienia doznań na suficie zamontowano ogromne lustro. No tak – znaleźliśmy się w trochę burdelowym pokoju, w trochę burdelowym hotelu w trochę burdelowej dzielnicy. Wszystko potwierdziło się w momencie gdy podczas wieczornego spaceru napotkaliśmy tablicę – reklamującą udogodnienia tego hotelu oraz przeszliśmy obok kilkunastu klubów. W ich wejściu na krzesełkach siedziały skąpo ubrane Filipinki i ponętnie cały czas machając zachęcały nas do wejścia.  Pat Pong w Bangkoku przy tym wymięka! Nasza wycieczka skończyła się na poszukiwaniu kantoru w ogromnym centrum handlowym Maya! Największym jakie kiedykolwiek widzieliśmy! W środku znajdowało się miedzy innymi lodowisko i kilka deptaków. O sklepach już nawet nie wspominamy, warto jednak odnotować, że każde wejście pilnowane było przez dwóch strażników, którzy sprawdzali zawartość bagaży. Bezpieczeństwo przede wszystkim.

Filipiny cz 1 068 Nasz trochę burdelowy hotel

Welcome in Palawan

No i w końcu, w sobotę rano czasu miejscowego,  udało się nam dotrzeć na Palawan. Cała podróż zajęła nam prawie 72 godziny. Lecieliśmy 3 liniami lotniczymi ( Emirates, Air Asia, Zestfly). Dużo i mało.  Czas upłynął nam przyjemnie i wesoło. Filipińczycy zaskoczyli nas swoim uśmiechem. Coś nam się wydaje, że prawdziwa przygoda właśnie się zaczyna!  Puerto Princessa podobnie jak Manila przywitała nas deszczem. Wydawać by się mogło, że coś jest nie tak. Gdzie jest Słońce? Jak jest na Palawanie opowiemy Wam już wkrótce.

 

 

 

 

2 komentarzy:
  1. Ala
    Ala says:

    Wreszcie się doczekałam relacji :D
    Podziwiam Was za ogarnięcie tych lotów, przelotów, samolotów :D
    Mam nadzieje, że dalsza część podróży również będzie udana :)

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Chcesz się przyłączyć do dyskusji?
Feel free to contribute!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *